Rozdział 6
Machałam ręką tak długo, aż czerwony Ford zniknął zupełnie za budynkami. Nie wiedziałam co teraz zrobić, jakaś cząstka mnie chciała nadal stać w tym samym miejscu i trwać w zamyśleniu. Spojrzałam na mamę ściskającą dłoń Erica. Malec nie za bardzo wiedział dlaczego tak bardzo się przejmuję wyprowadzką Yvonne, dla Niego była kimś w rodzaju zastępczej babci, do której nie można się przywiązać tak bardzo. Rozglądał się dookoła czekając, aż mama uwolni go ze swojego uścisku i będzie mógł wreszcie zrobić coś ciekawszego. Nie można go było za to winić, był jeszcze mały. Mama chyba zrozumiała, że Eric nie ma ochoty dłużej tak stać i puściła jego dłoń.
- Nie dołujmy się tak. - powiedziała spoglądając na moje zaczerwienione oczy i nieobecną minę. - Zróbmy coś ciekawego, co Wy na to? - spytała, a Eric zawtórował jej z radością. - Postanowione, idziemy teraz do domu, odświeżymy, a potem .. Może do parku, na lody. - myślała na głos kierując się już w stronę domu. Posłusznie podreptałam za Nimi, choć szczerze mówiąc .. Ja najchętniej weszłabym teraz pod kołdrę, z dobrą książką i ciepłą herbatą, ale ... Rodzinne więzi, tak ?
Dziesięć minut później byliśmy już w trójkę przebrani, odświeżeni i co najważniejsze, wyglądaliśmy normalnie, bez śladów rozmazanego tuszu, zaczerwienionych oczu i wielkich worów pod Nimi. Eric podskakiwał w miejscu radośnie spoglądając co chwilę na mamę swoimi wielkimi oczkami. Nigdy nie rozumiałam tych wszystkich narzekań na rodzeństwo, nie wiem co zrobiłabym bez tego szkraba, jest dla mnie bardzo ważny.
Dla odmiany, nie wsiedliśmy w służbowy samochód mojej mamy tylko poszliśmy na piechotę. Nie chciało mi się, ale nie będę taka wiecznie na 'nie' . Obserwowałam wszystkich przechodniów, ich ubiór, nastroje, wyraz twarzy i nawet nie zorientowałam się, gdy dotarliśmy już do parku.
- Och, trochę zieleni i od razu się humor polepsza ! - stwierdziła mama uśmiechając się promiennie. No, coś na prawdę musiało się stać, że z takiego pragnącego jedynie kawy zombie stała się taka .. pełna życia. A co z pracą ? Już nie jest taka ważna ? - Praca może poczekać, niedziela powinna być czasem dla rodziny, prawda ? - spytała czytając jakby w moich myślach, na co ja pokiwałam jedynie głową przyznając jej rację. Czy ja na prawdę jestem taka przewidywalna, że każdy może tak łatwo zgadnąć o czym myślę ?
- Mieliśmy iść na lody. - przypomniał Eric wskazując palcem na budkę z lodami włoskimi na rogu. - Ja chcę takie kręcone, kręcone jak warkocz. - powiedział zadowolony ze stworzonego przez siebie porównania. "Kręcone jak włosy mojego nowego sąsiada .. " - pomyślałam i zdałam sobie sprawę, że NADAL nie wiem jak się nazywa, a teraz, nie mogę nawet spytać Yvonne. Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
- Cassie, mogłabyś kupić wszystkim lody ? Mały dla Erica i duży dla mnie, Ty sobie wybierz. - poprosiła mnie mama szukając w torebce portfela. - My pójdziemy pooglądać łabędzie, co Ty na to ? - spytała zwracając się do Erica i podając mi portfel. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunki budki.
Przyjemna pogoda, niby już wieczór, ale wreszcie, zawitała oczekiwana od tak dawna wiosna. Zrobiło się cieplej, wiatr przestał wiać, a słońce wyszło zza chmur. Nie jestem do końca pewna czy dobrze słyszę, ale wydaje mi się, że nawet ptaki zaczęły radośnie ćwierkać.
Stanęłam na końcu kolejki opierając się o ladę i przyglądając się jak sprzedająca młoda dziewczyna wprawnie przykłada wafelek do automatu. Chwilę później gotowy jest już lód. Nie wiem czemu, ale lody kręcone tutaj są na prawdę dobre, takie .. naturalne, delikatne i na prawdę pyszne. Kolejna powoli posuwała się do przodu, a ja nadal zafascynowana patrzyłam na wylot automatu. - Co podać ? - usłyszałam i przerwałam swoje rozmyślania.
- Dwa duże lody z automatu i jeden mały w podwójnym wafelku. - powiedziałam z pamięci nie przykładając się do zamówienia. Dostałam swoje lody i zorientowałam się, że .. o matko, nie mam jak się z nimi zabrać ! Uniosę dwa duże lody w dwóch rękach, ale gdzie zmieścić tego trzeciego ? Dziewczyna próbowała owinąć je razem serwetką, ale nic z tego, porażka.
- Może pomogę Ci je zanieść ? - usłyszałam za sobą i odwróciłam się odruchowo. Za mną stał chłopak w kraciastej koszuli, którego pamiętałam z mieszkania Yvonne. Stał wtedy obok tego mulata, uśmiechając się lekko. Zgodziłam się i z ulgą podałam mu jednego z lodów. - Mam na imię Liam. - przedstawił się z uśmiechem. - Podałbym Ci dłoń, ale .. No sama wiesz, jakoś wątpię, że mi się uda. - wyjaśnił z przepraszającą miną.
- Nie ma sprawy, jestem Cassie. Miło mi Cię poznać. - powiedziałam dziwiąc się lekko, po co miałby podawać mi rękę, przecież to raczej staromodny zwyczaj. - Będziemy sąsiadami, tak ? - spytałam dość głupio się uśmiechając.
- Tak, wprowadzamy się jutro, dziś przyjechaliśmy tylko na chwilę. - wyjaśnił wskazując ruchem głowy w stronę ławki pod drzewem, na której siedziała czwórka chłopaków. No tak, mogłam się domyślić, że nie jest sam. Doszliśmy na mostek przy jeziorze, gdzie stała mama i Eric wskazujący radośnie na łabędzie jedzące rzucany im chleb. - Dzień dobry ! - powiedział Liam zwracając się do mojej mamy z uśmiechem.
- Oo, dziękuję, jak miło z Twojej strony, że pomogłeś Cassie ... - pochwaliła go mama biorąc ode mnie swojego loda.
- Oh, to nic takiego. - powiedział rumieniąc się lekko i podając loda Ericowi. - Smacznego. - dodał uśmiechając się nadal z lekkimi rumieńcami. - Do zobaczenia, cześć ! - rzucił do mnie i podbiegł w stronę reszty chłopaków.
- Jaki miły chłopak, dobrze mieć takich sąsiadów. - stwierdziła mama, gdy siedzieliśmy już wszyscy na drewnianej ławeczce pośród gołych jak na razie drzew. Przytaknęłam jej bez większego entuzjazmu. Nie mogę powiedzieć, że też tak nie uważam, ale wolałabym, żeby nie zachwycała się nimi tak jak Yvonne..
***
- Ale mam tam bałagan . - stwierdziła otwierając kluczem swoją szafkę, numer 321, łatwo zapamiętać. Na prawdę nie było tam czysto, przydałoby się kiedyś tam posprzątać. Wszędzie walały się śmieci, papierki po cukierkach i jakieś koszulki na wuef, które dawno powinny być przyniesione do domu i wyprane, a tak spędzają kolejne tygodnie zamknięte w szafce. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim, są książki i zeszyty, co nie jest zbytnio higieniczne. Po raz kolejny spojrzałam z obrzydzeniem na wnętrze szafki i skrzywiłam się lekko. - Chodźcie tam posprzątamy.
- Hahahaha, nie. - powiedziała ironicznie Natalie. No tak, mogłam się spodziewać. Przewróciłam z dezaprobatą oczami i westchnęłam przyglądając się szafce dziewczyny. Bardziej uporządkowana od mojej, ale i tak wymaga sprzątania. Nie nalegałam jednak, wzruszyłam ramionami i podeszłam z powrotem do swojej.
Przysunęłam sobie stojącą nieopodal ławkę i powoli zaczęłam wyjmować różne rzeczy i kłaść na nią. Coś chyba śmierdziało, wolę nie wnikać co. Przyniosłam też kosz na śmieci i postawiłam nieopodal. Wrzuciłam do niego chyba ze sto starych kserówek, kartkówek i liścików, niszcząc je wcześniej. Trochę głupie uczucie, tak jakby kasować esemesy - niby i tak ich nie potrzebuję, ale chętnie zostawiłabym je .. tak na pamiątkę. Chwilę później przyszedł czas na owe koszulki. Dziewczyny spoglądały na mnie unosząc brwi, ale nic nie mówiły. Coś jednak mówiło mi, że zrobią to samo co ja i nie myliłam się, sprzątanie szafki - ZAWSZE SPOKO. Nie licząc śmieci, znalazłyśmy też kilka całkiem przydatnych rzeczy.
- O matko, pamiętacie to ? - pisnęła Natalie podchodząc do Nas. W rękach trzymała kartkę z wielkim sercem i krzywym, napisanym niepewną ręką "Kocham Cię ! " na środku. Do dziś nie wiemy kto jej to wrzucił, ale musiał być w niej na prawdę zakochany. - Chciałabym wiedzieć kto to.. - stwierdziła przyglądając się rysunkowi. - Może miałabym szansę spotkać swoją drugą połówkę ?
- Oh, to było już dawno temu, nie wiadomo czy ten ktoś nadal coś do Ciebie czuje, a poza tym ... Jak dowiesz się kto to ? - zapytała Mary myśląc realnie. Miała rację, ale .. pomarzyć czasem można, hm ? Chwilę później jednak, Natalie chwyciła gwałtownie kartkę i jednym ruchem zgniotła ja w kulkę i rzuciła do kosza. Spoglądałam na nią w szoku, nie wiedząc co powiedzieć, to było dość dziwne. - Nie można żyć wiecznie marzeniami i wspomnieniami, tak ? - stwierdziła i podeszła do swojej szafki dając nam do zrozumienia, że tym samym ucina dyskusję. Spojrzałyśmy na siebie z Lauren i Mary, ale nie kontynuowałyśmy, to jej decyzja.
Podsumowując, wyrzuciłam wszystkie śmieci i niepotrzebne rzeczy, poukładałam książki, wyczyściłam okruchy, znalazłam przyczynę smrodu (nie cierpię starych kanapek .. ) - mam czystą szafkę !
Uśmiechnęłam się z zadowoleniem spoglądając na swoją szafkę i odstawiłam wszystko na miejsce. Dziewczyny tez już skończyły, więc ubrałam się i tak oto, wyszłyśmy razem ze szkoły, godzinę później niż powinnyśmy trzymając się pod ramię. Ale na szczęście było ciepło, więc nie musiałyśmy zwijać się z zimna - cóż za odmiana po tygodniach lodowatego wiatru !
***
- Wyżej skacz ! Co to ma być ? - krzyczała Mary spoglądając z politowaniem na moje wyczyny przy Wii. Może nie jestem jakaś bardzo wysportowana, ale w Nitendo dobrze sobie radzę, ćwiczenie czyni mistrza ! - Spokojnie, przecież umiem skakać . - rzuciłam posyłając jej mordercze spojrzenie i robiąc unik przed drewnianą belką jednocześnie.
Eric nocował dziś u kolegi, a mama zostawała w biurze na nocną zmianę, więc wtorkowy wieczór mogłyśmy razem spędzić z dziewczynami u mnie. Co prawda będziemy musiały zwinąć cały sprzęt i iść grzecznie spać przed północą, (co znając życie i nasze możliwości będzie dość ciężkie .. ), ale ważny jest sam fakt, że mogą u mnie przenocować.
- No właśnie widzę jak skaczesz, daj na chwilę, pokażę Ci jak to się robi .. - powiedziała podchodząc do mnie z wyciągniętymi rękami. Co to to nie, to moja runda. Odsunęłam się starając nie stracić łączności z konsolą i nadal skakałam i wymijałam przeszkody na trasie. - No co robisz, pokaż na chwilę ..
- Poczekaj ten poziom, ja umiem skakać ! - krzyknęłam kontynuując kłótnię. Nie lubiłam się kłócić. Można to uznać za pewien objaw uzależnienia, ale doszłam już tak daleko, że jeśli poległabym na tym poziomie przypuszczam, że wpadłabym w mini szał ..
Nasza kłótnia przerodziła się w przepychankę, a gdy tylko zakończyłam tą trasę, odłożyłam delikatnie kontroler, żeby chwilę później połaskota perfidnięe brzuch dziewczyny. Lauren i Natalie przyglądały się Nam jak dwóm idiotkom, ale zemsta była słodka, pomściłam swoją przegraną i na przeprosiny cmoknęłam Mary we włosy. Przytuliła mnie przyjmując przeprosiny i śmiejąc się głupio usiadłyśmy na kanapę. Wyglądałyśmy dość dziwnie, zmęczone przepychanką, czerwone na twarzy, ale z roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Oddychałam szybko, dość szybko się męczę, więc położyłam się na kanapie i starałam uspokoić moje szybko bijące serce. Przerwał mi dzwonek do drzwi.
- Jest wpół do jedenastej, kto może czegoś chcieć o tej porze ? - powiedziała Lauren nalewając soku jabłkowego so szklanki i biorąc kilka chipsów z miski.
- Pewnie gwałciciel .. - stwierdziłam z rozbawieniem. Miałam lekką fobię na tym punkcie, z której dziewczyny ciągle się śmiały. Nie spodziewałam się gości, więc to pewnie jakiś sąsiad domagający się ciszy, znając życie za bardzo hałasujemy. Niechętnie wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, nie stał tam żaden zrzędliwy sąsiad, a ten blondyn, którego widziałam w domu Yvonne. Spojrzał na mnie niepewnie, ale zaraz potem uśmiechnął się z dziwną miną. Nie chcę myśleć jak wyglądałam w za dużych spodniach od dresu, bluzie z Kaczorem Donaldem i rumieńcami na twarzy i .. rzeczywiście, lepiej o tym nie myśleć.
- Cześć, ja mam taką sprawę, bo ten .. - zaczął jąkając się lekko. Kiwnęłam głową na znak, żeby mówił dalej i zmarszczyłam lekko nos wsłuchując się w to, co chce powiedzieć. - Wiesz jak zrobić pranie, żeby pralka nie wylewała ?
***
#6 już jest :) Co prawda może nie do końca taki jakbym chciała, ale dziękować mogę za to matematyce, haha :p . Dziękuję za wszystkie komentarze, często poprawiają mi humor, fajnie wiedzieć, że podobają się Wam moje wypociny :) Dziękuję też za wszystkich obserwowanych i wszystkie wejścia - 925 - magiczna liczba, która stale rośnie ! (Tak na marginesie, nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam print screena z liczbą wyświetleń 666 - szatańsko , haha ;D) Więc zapraszam - chciałabym poznać Waszą opinię, a zamieszczenie komentarzu czy kliknięcie przy odpowiednim znaczku nic nie kosztuje :D
Oh, ten rozdział jest super, świetnie wyszły Ci dialogi:) Świetna była scena w parku, w której Liam pomagał jej nieść lody, a potem kiedy było nocowanie w domu, a potem gdy przyszedł Niall. Dziewczyno, to, co piszesz, jest ŚWIETNE! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału xxx
OdpowiedzUsuńO matko, dziękuję ! Uwielbiam Cię :3
UsuńBardzo fajny rozdział. W ogóle twojego bloga bardzo miło się czyta. (http://i-should-have-kissed-you-1d.blogspot.com/)
OdpowiedzUsuńO , dziękuję :)
UsuńŚwietny nie moge się doczekac kolejnego :P
OdpowiedzUsuńDziękuję :>
Usuńhahaha końcówka jest najlepsza;D rozdział ogólnie też świetny!!;D
OdpowiedzUsuńczekam na więcej;)
Aw, dziękuję :D
Usuńhaha końcówka rozwala xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Dziękuję :D
UsuńWzięłam się wreszcie za siebie i przeczytałam tego szóstego ;D
OdpowiedzUsuńMówiłam Ci już, że to kocham? Kocham, kocham, kocham <3
Czekam na następny i myślę, że nie będziesz długo zwlekać ;D
Ohh, dziękuję ! :3
UsuńA ja mówiłam już, że kocham Cię, za to, że to czytasz Eryko ?
Ale ja to czytam z własnej i nieprzymuszonej woli ;>
Usuńo matko , świetne ! końcówka świetna , po prostu mistrzostwo ! kocham twoje opowiadanie , jest po prostu magiczne < 3
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle czaderski. A końcówka... skąd ty bierzesz takie pomysły ???
OdpowiedzUsuń~Ola