piątek, 30 marca 2012

#7



Rozdział 7


Chwila, o co on się spytał ?
- Umm, no chyba tak.. - powiedziałam, nadal nie rozumiejąc dobrze o co chodzi stojącemu na korytarzu blondynowi. Z tego co wiem, pralki raczej od tak sobie nie wylewają przy robieniu prania .. - To znaczy, nigdy mi się nie zdarzyło, żeby pralka wylała, gdy robiłam pranie. - sprostowałam uśmiechając się lekko.
- O, to dobrze ! - wykrzyknął zadowolony. Uśmiechał się do mnie przyjaźnie, więc nie wiedząc co robić .. Też po prostu się uśmiechnęłam. - To znaczy, my właśnie mamy taki problem, bo pralka wylewa. Mogłabyś Nam pomóc ? - spytał przestępując z nogi na nogę. Eric też tak robi, gdy się trochę denerwuje.
Huhu, czy ja dobrze słyszę? Mam iść tam do nich, na górę ? Teoretycznie, to nie jest dobry pomysł, ich jest pięciu, a ja jedna i jakby nie patrzeć, jest już pewnie 22. Ale z drugiej strony, ja ich nie znam, a to może być dobra okazja, żeby ich poznać.
Poprosiłam go, żeby chwilę poczekał, a ja w tym czasie sprowadzę pomoc. Dziewczyny nie miały oporów przed tym, żeby zabrać się na górę razem ze mną. Tak na prawdę nie miałam pojęcia, czy uda mi się im pomóc, moje pranie kończy się na wrzuceniu ubrań do pralki razem z proszkiem i  włączeniu odpowiedniego programu, ale przecież to nie może być takie trudne, hm ?
- Tak właściwie, jestem Niall. - powiedział blondyn, gdy razem z Natalie, Lauren i Mary wyszłyśmy z mieszkania. Zamknęłam dom i ruszyłyśmy za nim na górę. Oho, znam już Nialla i Liama, została jeszcze trójka. - Fajnie mieć pomocnych sąsiadów.
- Tak, to racja. - przytaknęłam  wchodząc po schodach. - Jestem Cass, to Lauren, Natalie i Mary. - przedstawiłam siebie i dziewczyny. Niall uśmiechnął się i kiwnął głową na przywitanie.
Weszliśmy wszyscy do mieszkania należącego do Yvonne, które zmieniło się wprost nie do poznania. Już po samym przedpokoju mogłam poznać, że w niczym nie przypomina mieszkania sprzed tygodnia. Na prawdę dużo się zmieniło, ściany przedpokoju były pomalowane na kremowo, a podłoga wyłożona była panelami z jasnego drewna. Do tego szafa z przesuwanymi drzwiami, czerwony puchaty fotel i duży kwiat w doniczce, którego nazwy nie znałam. Niby wszystko razem na prawdę ładnie wyglądało, ale .. To już nie to samo co dom Yvonne.
- Sprowadziłem pomoc ! - krzyknął Niall w głąb mieszkania i kiwnął głową, pokazując Nam, że mamy iść za nim. Ruszyłam pierwsza, choć najchętniej szłabym ostatnia. Tak, można powiedzieć, że jestem nieśmiała ..
Łazienka też była inna. Zamiast karmelowych kafelek z kwiatowym ornamentem, ściany były wyłożone zielonymi płytkami w podłużne pasy. Nie było już wanny na nóżkach, która zawsze mnie śmieszyła, na jej miejsce wstawiono duży prysznic. No i pralka, niby nowa, czysta i nowoczesna, a tu proszę - psuje sie przy pierwszym praniu. Liam, ten z parku stał w drzwiach z rękami opartymi na biodrach, przyglądając się trzem pozostałym - lokatemu, czerwonospodniowemu i mulatowi. Cała trójka siedziała na podłodze z różnych stron pralki, szukając przyczyny wylewu wody, jak na razie - na próżno.
- Od kiedy się tak wylewa ? - spytałam przyglądając się pralce. Nie jestem żadnym mechanikiem, dla mnie to pralka jak żadna inna.. - To znaczy, które to pranie ?
- Pierwszy raz dziś ją załączyliśmy, miała być super łatwa w obsłudze i mega oszczędna.. - stwierdził czerwonospodniowy podnosząc się z podłogi i otrzepując spodnie. Czerwone spodnie.
- Myślałem, że to może jakaś uszczelka jest źle zamocowana czy coś, ale wszystko posprawdzaliśmy. - mruknął Liam spoglądając na mnie zawiedzionymi oczami. Ładne miał oczy, brązowe, można by się w nie długo wpatrywać.
- Oh, do czego to doszło, żeby dziewczyna musiała pomagać facetom przy naprawach ? - spytała ironicznie Natalie opierając się o ścianę plecami, a chłopcy spuścili wzrok. Co racja to racja, ale tekst i tak wredny.
- Możecie spróbować ją jeszcze raz załączyć ? - spytałam szybko zmieniając temat. Podeszłam bliżej pralki i przycupnęłam na ziemi, podczas gdy loczkowaty i mulat zaczęli ją załączać.
Włożyli do środka jakieś szmaty i wsypali proszek. Poprzyciskali parę guziczków, ustawili temperaturę wody i kopnęli drzwiczki. Chwilę później z pralki już zaczęła wyciekać woda. Dlaczego ? Samo kopnięcie nie wystarczy, przydałoby się te drzwiczki .. zamknąć.

***

- O matko, jak mogliśmy być tak głupi ... - westchnął Liam siedząc obok mnie na dużej kanapie w salonie.
Nikt na początku nie mógł uwierzyć, że rozwiązanie tej całej sprawy z pralką będzie takie proste i .. kompromitujące dla chłopaków, bo przecież zamknąć pralkę każdy potrafi. No, ale co jak co , w końcu to my uświadomiłyśmy im ich błąd, więc w ramach podziękowań zaprosili Nas do salonu. Też się zmienił. Nie ma już tych antycznych mebli, starego telewizora i jeszcze starszego pianina, bo meble teraz są bardziej nowoczesne. Duży, brązowy narożnik, fioletowo-zielony dywan i płaski telewizor LCD z konsolą do gier. Zamiast starej tapety w kwieciste wzory, ściany są pomalowane na ten sam odcień zielonego co na dywanie. Jest ładnie, ale .. inaczej. Będę się musiała przyzwyczaić, że to już inne mieszkanie.
- Każdemu się zdarza. - powiedziała Mary upijając łyk coli, którą poczęstowali Nas chłopcy. "Mam nadzieję, że tam niczego nie dosypali .. " - szepnęła wcześniej patrząc podejrzliwie na szklankę, ale teraz chyba się tym nie przejmowała. Nawiasem mówiąc, cała piątka zrobiła na dziewczynach na prawdę duże wrażenie. Młodzi, przystojni, zabawni - ideał, więc każda z Nas (o zgrozo ! Ja chyba też .. ) zachowywała się dość dziwnie, byleby wypaść jak najlepiej.
- Chodźcie zagramy na xboxie ? - zaproponował mulat widocznie znudzony naszą obecnością. Pomysł dobry - co z tego, że jest grubo po 22, a ja powinnam już dawno wrócić do domu , ważne, że może być ciekawie ! - Fifa ?
- FIFA ! - odkrzyknęła reszta z entuzjazmem. Tak jakoś wypadło, że zgłosiłam się grać pierwsza. Haha, dobre sobie, przecież ja w to NIGDY nie grałam ! Ale za późno, żeby się wycofać, bo razem ze mną zgłosił się lokaty kolega z windy, głupio by było się wycofać.. "Jeszcze gorzej będzie się skompromitować .. " - pomyślałam przez chwilę, ale tak jak mówiłam - za późno, gra sie zaczęła.
Mimo pozorów, szło mi całkiem nieźle, dość szybko ogarnęłam, co trzeba naciskać i już chwilę później było 1:0 dla mnie. Chyba wzbudziłam wśród nich lekki .. podziw.
- Przegrywasz z dziewczyną ! - krzyknął ucieszony czerwonospodniowy stojąc za lokatym. Obok mnie siedziały dziewczyny, zagrzewające mnie do walki jakimiś głupimi okrzykami.
- Dajesz Cass, bo zjemy głaz ! - krzyknęła Mary, gdy strzeliłam drugą bramkę. Kątem oka zauważyłam, że mój przeciwnik spoglądał na mnie lekko zdziwiony, ale .. To chyba dobrze ?
Graliśmy dalej. Jestem w tym całkiem niezła, w życiu nie pomyślałabym, że będę wygrywać .. z chłopakiem. Pławiłam się w swojej wspaniałości, dumna z siebie, kiedy nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie od tyłu i .. o matko, zaczyna łaskotać. Nim się obejrzałam, leżałam już na ziemi kwicząc i piszcząc jak wariatka - nie ma to jak zrobić dobre wrażenie .. Odepchnęłam tego, który tak perfidnie mnie łaskotał i zobaczyłam lokatego. Dupek, jak mógł to zrobić ?
- Co Ty robisz ? Ty, ty .. - krzyczałam machając rękami jak oszalała, choć dziewczyny próbowały mnie jakoś uspokoić. Nie za bardzo im wychodziło, pokładały się ze śmiechu, pewnie to wszystko musiało na prawdę śmiesznie wyglądać, bo reszta też się śmiała. Jedynie mi nie było do śmiechu. - Ty, ty ..
- Harry. - podsunął loczkowaty. No tak, racja , nadal nie wiedziałam jak każdy z Nich ma na imię. Lokowaty, to znaczy Harry, wcale się nie śmiał. Uśmiechał się tylko lekko i przyjaźnie, rozkładając ręce w geście pokoju. - Harry jestem.
- Oh, no tak. - wyrwało mi się. Czułam się trochę dziwnie, ale nie wiem dlaczego. Może to przez te łaskotki, ale bardziej prawdopodobne jest to, że to przez wpatrujące się we mnie, zielone oczy Harrego. Też ma ładne oczy. - To znaczy, jestem Cassie, a to Lauren, Natalie i Mary. - po raz kolejny przedstawiłam siebie i przyjaciółki.
- Liam, Niall, Zayn, Louis i ja, Harry. Miło mi Was poznać. To dziwne, że dopiero teraz się sobie przedstawiliśmy, nie ? - spytał wskazując po kolei na chłopaka z parku, blondyna, mulata, czerwonospodniowego i siebie. Będę się musiała nauczyć ich imion, nie mogę do końca życia mówić na nich 'czerwonospodniowy' czy 'lokaty' ,nie ?
- Tak, dziwne. Ale ten, nam też miło . - powiedziała Natalie wstając z dywanu. - A teraz Was przeprosimy, ale jest już wpół do jedenastej, chyba wrócimy już do siebie.. - ciągnęła pomagając Nam wstawać z podłogi. Co ją ugryzło, nie wiem. Ja bym tam mogła jeszcze zostać ..
- O, no racja, my też już się pewnie będziemy kłaść.. - przytaknął Liam wyłączając xboxa. - No i ten, dziękujemy za pomoc z pralką.
Uśmiechnęłyśmy się w odpowiedzi i ruszyłyśmy na przedpokój. Odprowadzili Nas do drzwi i pożegnali, życząc dobranoc. Słodko.
- I wierz mi, zrewanżuję się następnym razem .. - powiedział Harry z uśmiechem spoglądając na mnie tymi swoimi oczami. To normalne, że zrobiło mi się gorąco ?  To normalne, że miałam wrażenie, że roztapiam się jak czekolada na słońcu ? To normalne, że tak bardzo chciałam, żeby mnie przytulił ? Chyba nie, ale w gruncie rzeczy, ja też do końca normalna nie jestem ..

***

- Śpicie ? - usłyszałam szept Lauren. Leżałyśmy we czwórkę, owinięte dwoma kocami i jedną kołdrą, ściśnięte w jednym, co prawda podwójnym, ale i tak ciasnym łóżku i udawałyśmy, że śpimy. - Nie umiem zasnąć.
- Ja też, chodźcie sobie pogadamy. - zaproponowałam też szepcząc i podnosząc się z łóżka. Mama jeszcze nie wróciła, więc w sumie nie wiem po co szepczemy. Usiadłam na parapecie nad łóżkiem. - Nie śpi ktoś jeszcze ?
- Ja też nie śpię. - powiedziała Mary półgłosem wstając z łóżka i siadając na jego skraju. W pokoju nie było ani za zimno, ani za gorąco, ale mi jakoś .. duszno. Uchyliłam lekko okno i przystawiłam twarz do szyby. Przyjemne zimno ostudziło moją rozpaloną twarz. Czy ja mam gorączkę ? - Wy też nie umiecie zasnąć ?
- Natalie śpi, popatrzcie jak słodko chrapie.. - szepnęłam przyglądająć się śpiącej dziewczynie. Spała w najlepsze przytulona do mojego starego misia, pochrapując cicho. - Zrobiłabym jej teraz zdjęcie ..
Powstrzymałyśmy się jednak i żeby nie budzić tak słodko śpiącej Natalie wyszłyśmy z pokoju i rozsiadłyśmy się na kanapach w dużym pokoju. Nie zapalałyśmy świateł, wystarczało światło księżyca wpadające do pokoju przez uchylone lekko okno.
- O matko, nie umiem zasnąć. - westchnęła Mary wachlując się gazetą. Im też było duszno, przynajmniej nie jestem jedyna. Czemu nie potrafimy zasnąć ? Jakoś nigdy nie miałyśmy z tym problemu, gorzej Nas obudzić..
- Mówcie co chcecie, jak dla mnie to .. - zaczęła Lauren. Cmoknęła z niezadowoleniem i spojrzała w sufit. Nie rozumiałam o co jej chodziło. - Jak dla mnie to przez nich. Za bardzo się przejmujemy i nie umiemy przestać o Nich myśleć.
 Nie umiem zasnąć, bo myślę o chłopaku, którego prawie w ogóle nie znam. Ciekawe.
- Widziałyście oczy tego Nialla ? Normalnie jak .. Niebo. Albo nie , jak morze. Można tak w nich .. Utonąć . - westchnęła Mary. Jego oczy rzeczywiście były na prawdę ładne. Wychodzi na to, że każdy z Nich miał takie ładne oczy.
- Ten Louis słodko wygląda w czerwonych spodniach i bluzkach w paski. I jest taki .. radosny. - powiedziała Lauren zamyślona. Podpierała podbródek na kolanach i rozmyślała. - Czuję się, jakbym się zakochała. ALE JA GO NIE ZNAM !
- Hej, hej dziewczyny. - przerwałam szybko. Jeszcze chwila i na prawdę uznam, że to oni są przyczyną bezsenności. Podeszłam do okna i spojrzałam w księżyc. Jak to było, trzy dziewczyny świrowały, gdy była pełnia ? Co prawda musiały dotknąć wcześniej wody, bo były syrenami, ale w każdym razie - świrowały.  - Spokojnie, bo potem w ogóle nie zaśniemy .. Okej, są ładni, mili i zabawni, ale spokojnie, nie są idealni ! Przecież nie można się zakochać w osobie, której się praktycznie nie zna, to nie logiczne.
Dziewczyny nie za bardzo mi wierzyły, zasłaniając się 'miłością od pierwszego wejrzenia'. Aż doszło do tego, że teraz, sama sobie nie do końca wierzę.

***

Świetny dzień, nie ma co. Nie licząc jedynki z fizyki, która doszczętnie zepsuła mi humor już od rana, oczywiście musiało być tylko gorzej. Zgubiłam klucze do szafki , ciekawe jak się teraz dostanę do rzeczy, skoro woźna twierdzi, że nie ma zapasowych. Przeżyłabym, w końcu jeden dzień bez szafki, zanim nie zmienią mi zamków, da się przeżyć. Ale ja jestem Cassie, więc musiało stać się coś jeszcze. Jakimś dziwnym trafem akurat dzisiaj, akurat Claudia i akurat przechodząc obok mnie wywróciła się, a z rąk wypadło jej pudełko. Spoko, pudełko nie zabija, tylko tak jak już mówiłam, jestem Cassie, więc pudełko się otworzyło, a z pudełka wysypały się szpilki, które niosła nauczycielce plastyki, by powiesić prace uczniów. W gruncie rzeczy, nic mi nie jest, ale jestem skazana na chodzenie do końca lekcji w podziurawionych rajstopach. Bo akurat dzisiaj zachciało mi się założyć spódnicę i nowe, kryjące fioletowe rajstopy.
Siedzę teraz na ławce przy szafkach, Natalie nie ma dziś w szkole, a Lauren i Mary poszły do woźnej. Nie zdziwiłabym się, gdyby dla Nich jakoś cudownie klucz się znalazł, nasza woźna jest dziwna i czasem ciężko jest ją ogarnąć. Na domiar złego, obok mnie siedzi Viola i jej świta, bo to jej nauczycielka plastyki poleciła pomóc w naprawie szkód. Nie rozumiem czemu, ale wolę już nie wnikać. Ten dzień jest po prostu ZŁY.
W tej samej chwili, ktoś przechodzi obok Nas. Nie podnoszę wzroku znad komórki, nic mnie to nie obchodzi.
- Cześć. - słyszę od tego ktosia i w końcu podnoszę wzrok. Przede mną przechodzi Harry i uśmiechając się mówi 'Cześć' lekko zachrypniętym głosem. Nie przesłyszałam się, mówi to do mnie. Nie do Violi czy kogoś, do mnie. Jedno małe cześć, a ten dzień już nie wydaje się być aż taki zły.

***

O matko, ale miałam zabiegany tydzień ! Ale wróciłam z #7, mam nadzieję, że Wam się spodoba, wyszedł troszkę dłuższy niż normalnie ;) Dziękuję za te wszystkie wyświetlenia, w życiu nie spodziewałam się, że ich tyle będzie ! Równie mocno dziękuję za wspaniałe komentarze i za wszystkich obserwatorów, to naprawdę wiele dla mnie znaczy :3 Zapraszam do komentowania i dzielenia się swoimi opiniami :)

poniedziałek, 26 marca 2012

#6


 
 
Rozdział 6


Machałam ręką tak długo, aż czerwony Ford zniknął zupełnie za budynkami. Nie wiedziałam co teraz zrobić, jakaś cząstka mnie chciała nadal stać w tym samym miejscu i trwać w zamyśleniu. Spojrzałam na mamę ściskającą dłoń Erica. Malec nie za bardzo wiedział dlaczego tak bardzo się przejmuję wyprowadzką Yvonne, dla Niego była kimś w rodzaju zastępczej babci, do której nie można się przywiązać tak bardzo. Rozglądał się dookoła czekając, aż mama uwolni go ze swojego uścisku i będzie mógł wreszcie zrobić coś ciekawszego. Nie można go było za to winić, był jeszcze mały. Mama chyba zrozumiała, że Eric nie ma ochoty dłużej tak stać i puściła jego dłoń.
- Nie dołujmy się tak. - powiedziała spoglądając na moje zaczerwienione oczy i nieobecną minę. - Zróbmy coś ciekawego, co Wy na to? - spytała, a Eric zawtórował jej z radością. - Postanowione, idziemy teraz do domu, odświeżymy, a potem .. Może do parku, na lody. - myślała na głos kierując się już w stronę domu. Posłusznie podreptałam za Nimi, choć szczerze mówiąc .. Ja najchętniej weszłabym teraz pod kołdrę, z dobrą książką i ciepłą herbatą, ale ... Rodzinne więzi, tak ?
Dziesięć minut później byliśmy już w trójkę przebrani, odświeżeni i co najważniejsze, wyglądaliśmy normalnie, bez śladów rozmazanego tuszu, zaczerwienionych oczu i wielkich worów pod Nimi. Eric podskakiwał w miejscu radośnie spoglądając co chwilę na mamę swoimi wielkimi oczkami. Nigdy nie rozumiałam tych wszystkich narzekań na rodzeństwo, nie wiem co zrobiłabym bez tego szkraba, jest dla mnie bardzo ważny.
Dla odmiany, nie wsiedliśmy w służbowy samochód mojej mamy tylko poszliśmy na piechotę. Nie chciało mi się, ale nie będę taka wiecznie na 'nie' . Obserwowałam wszystkich przechodniów, ich ubiór, nastroje, wyraz twarzy i nawet nie zorientowałam się, gdy dotarliśmy już do parku.
- Och, trochę zieleni i od razu się humor polepsza ! - stwierdziła mama uśmiechając się promiennie. No, coś na prawdę musiało się stać, że z takiego pragnącego jedynie kawy zombie stała się taka .. pełna życia. A co z pracą ? Już nie jest taka ważna ? - Praca może poczekać, niedziela powinna być czasem dla rodziny, prawda ? - spytała czytając jakby w moich myślach, na co ja pokiwałam jedynie głową przyznając jej rację. Czy ja na prawdę jestem taka przewidywalna, że każdy może tak łatwo zgadnąć o czym myślę ?
- Mieliśmy iść na lody. - przypomniał Eric wskazując palcem na budkę z lodami włoskimi na rogu. - Ja chcę takie kręcone, kręcone jak warkocz. - powiedział zadowolony ze stworzonego przez siebie porównania. "Kręcone jak włosy mojego nowego sąsiada .. " - pomyślałam i zdałam sobie sprawę, że NADAL nie wiem jak się nazywa, a teraz, nie mogę nawet spytać Yvonne. Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
- Cassie, mogłabyś kupić wszystkim lody ? Mały dla Erica i duży dla mnie, Ty sobie wybierz. - poprosiła mnie mama szukając w torebce portfela. - My pójdziemy pooglądać łabędzie, co Ty na to ? - spytała zwracając się do Erica i podając mi portfel. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w kierunki budki.
Przyjemna pogoda, niby już wieczór, ale wreszcie, zawitała oczekiwana od tak dawna wiosna. Zrobiło się cieplej, wiatr przestał wiać, a słońce wyszło zza chmur. Nie jestem do końca pewna czy dobrze słyszę, ale wydaje mi się, że nawet ptaki zaczęły radośnie ćwierkać.
Stanęłam na końcu kolejki opierając się o ladę i przyglądając się jak sprzedająca młoda dziewczyna wprawnie przykłada wafelek do automatu. Chwilę później gotowy jest już lód. Nie wiem czemu, ale lody kręcone tutaj są na prawdę dobre, takie .. naturalne, delikatne i na prawdę pyszne. Kolejna powoli posuwała się do przodu, a ja nadal zafascynowana patrzyłam na wylot automatu. - Co podać ? - usłyszałam i przerwałam swoje rozmyślania.
- Dwa duże lody z automatu i jeden mały w podwójnym wafelku. - powiedziałam z pamięci nie przykładając się do zamówienia. Dostałam swoje lody i zorientowałam się, że .. o matko, nie mam jak się z nimi zabrać ! Uniosę dwa duże lody w dwóch rękach, ale gdzie zmieścić tego trzeciego ? Dziewczyna próbowała owinąć je razem serwetką, ale nic z tego, porażka.
- Może pomogę Ci je zanieść ? - usłyszałam za sobą i odwróciłam się odruchowo. Za mną stał chłopak w kraciastej koszuli, którego pamiętałam z mieszkania Yvonne. Stał wtedy obok tego mulata, uśmiechając się lekko. Zgodziłam się i z ulgą podałam mu jednego z lodów. - Mam na imię Liam. - przedstawił się z uśmiechem. - Podałbym Ci dłoń, ale .. No sama wiesz, jakoś wątpię, że mi się uda. - wyjaśnił z przepraszającą miną.
- Nie ma sprawy, jestem Cassie. Miło mi Cię poznać. - powiedziałam dziwiąc się lekko, po co miałby podawać mi rękę, przecież to raczej staromodny zwyczaj. - Będziemy sąsiadami, tak ? - spytałam dość głupio się uśmiechając.
- Tak, wprowadzamy się jutro, dziś przyjechaliśmy tylko na chwilę. - wyjaśnił wskazując ruchem głowy w stronę ławki pod drzewem, na której siedziała czwórka chłopaków. No tak, mogłam się domyślić, że nie jest sam. Doszliśmy na mostek przy jeziorze, gdzie stała mama i Eric wskazujący radośnie na łabędzie jedzące rzucany im chleb. - Dzień dobry ! - powiedział Liam zwracając się do mojej mamy z uśmiechem.
- Oo, dziękuję, jak miło z Twojej strony, że pomogłeś Cassie ... - pochwaliła go mama biorąc ode mnie swojego loda.
- Oh, to nic takiego. - powiedział rumieniąc się lekko i podając loda Ericowi. - Smacznego. - dodał uśmiechając się nadal z lekkimi rumieńcami. - Do zobaczenia, cześć ! - rzucił do mnie i podbiegł w stronę reszty chłopaków.
- Jaki miły chłopak, dobrze mieć takich sąsiadów. - stwierdziła mama, gdy siedzieliśmy już wszyscy na drewnianej ławeczce pośród gołych jak na razie drzew. Przytaknęłam jej bez większego entuzjazmu. Nie mogę powiedzieć, że też tak nie uważam, ale wolałabym, żeby nie zachwycała się nimi tak jak Yvonne..


***

- Ale mam tam bałagan . - stwierdziła otwierając kluczem swoją szafkę, numer 321, łatwo zapamiętać. Na prawdę nie było tam czysto, przydałoby się kiedyś tam posprzątać. Wszędzie walały się śmieci, papierki po cukierkach i jakieś koszulki na wuef, które dawno powinny być przyniesione do domu i wyprane, a tak spędzają kolejne tygodnie zamknięte w szafce. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim, są książki i zeszyty, co nie jest zbytnio higieniczne. Po raz kolejny spojrzałam z obrzydzeniem na wnętrze szafki i skrzywiłam się lekko. - Chodźcie tam posprzątamy.
- Hahahaha, nie. - powiedziała ironicznie Natalie. No tak, mogłam się spodziewać. Przewróciłam z dezaprobatą oczami i westchnęłam przyglądając się szafce dziewczyny. Bardziej uporządkowana od mojej, ale i tak wymaga sprzątania. Nie nalegałam jednak, wzruszyłam ramionami i podeszłam z powrotem do swojej.
Przysunęłam sobie stojącą nieopodal ławkę i powoli zaczęłam wyjmować różne rzeczy i kłaść na nią. Coś chyba śmierdziało, wolę nie wnikać co. Przyniosłam też kosz na śmieci i postawiłam nieopodal. Wrzuciłam do niego chyba ze sto starych kserówek, kartkówek i liścików, niszcząc je wcześniej. Trochę głupie uczucie, tak jakby kasować esemesy - niby i tak ich nie potrzebuję, ale chętnie zostawiłabym je .. tak na pamiątkę. Chwilę później przyszedł czas na owe koszulki. Dziewczyny spoglądały na mnie unosząc brwi, ale nic nie mówiły. Coś jednak mówiło mi, że zrobią to samo co ja i nie myliłam się, sprzątanie szafki - ZAWSZE SPOKO. Nie licząc śmieci, znalazłyśmy też kilka całkiem przydatnych rzeczy.
- O matko, pamiętacie to ? - pisnęła Natalie podchodząc do Nas. W rękach trzymała kartkę z wielkim sercem i krzywym, napisanym niepewną ręką "Kocham Cię ! " na środku. Do dziś nie wiemy kto jej to wrzucił, ale musiał być w niej na prawdę zakochany. - Chciałabym wiedzieć kto to.. - stwierdziła przyglądając się rysunkowi. - Może miałabym szansę spotkać swoją drugą połówkę ?
- Oh, to było już dawno temu, nie wiadomo czy ten ktoś nadal coś do Ciebie czuje, a poza tym ... Jak dowiesz się kto to ? - zapytała Mary myśląc realnie.  Miała rację, ale .. pomarzyć czasem można, hm ? Chwilę później jednak, Natalie chwyciła gwałtownie kartkę i jednym ruchem zgniotła ja w kulkę i rzuciła do kosza. Spoglądałam na nią w szoku, nie wiedząc co powiedzieć, to było dość dziwne. - Nie można żyć wiecznie marzeniami i wspomnieniami, tak ? - stwierdziła i podeszła do swojej szafki dając nam do zrozumienia, że tym samym ucina dyskusję. Spojrzałyśmy na siebie z Lauren i Mary, ale nie kontynuowałyśmy, to jej decyzja.
Podsumowując, wyrzuciłam wszystkie śmieci i niepotrzebne rzeczy, poukładałam książki, wyczyściłam okruchy, znalazłam przyczynę smrodu (nie cierpię starych kanapek .. ) - mam czystą szafkę !
Uśmiechnęłam się z zadowoleniem spoglądając na swoją szafkę i odstawiłam wszystko na miejsce. Dziewczyny tez już skończyły, więc ubrałam się i tak oto, wyszłyśmy razem ze szkoły, godzinę później niż powinnyśmy trzymając się pod ramię. Ale na szczęście było ciepło, więc nie musiałyśmy zwijać się z zimna - cóż za odmiana po tygodniach lodowatego wiatru !

***

- Wyżej skacz ! Co to ma być ? - krzyczała Mary spoglądając z politowaniem na moje wyczyny przy Wii. Może nie jestem jakaś bardzo wysportowana, ale w Nitendo dobrze sobie radzę, ćwiczenie czyni mistrza ! - Spokojnie, przecież umiem skakać . - rzuciłam posyłając jej mordercze spojrzenie i robiąc unik przed drewnianą belką jednocześnie.
Eric nocował dziś u kolegi, a mama zostawała w biurze na nocną zmianę, więc wtorkowy wieczór mogłyśmy razem spędzić z dziewczynami u mnie. Co prawda będziemy musiały zwinąć cały sprzęt i iść grzecznie spać przed północą, (co znając życie i nasze możliwości będzie dość ciężkie .. ), ale ważny jest sam fakt, że mogą u mnie przenocować.
- No właśnie widzę jak skaczesz, daj na chwilę, pokażę Ci jak to się robi .. - powiedziała podchodząc do mnie z wyciągniętymi rękami. Co to to nie, to moja runda. Odsunęłam się starając nie stracić łączności z konsolą i nadal skakałam i wymijałam przeszkody na trasie. - No co robisz, pokaż na chwilę ..
- Poczekaj ten poziom, ja umiem skakać ! - krzyknęłam kontynuując kłótnię. Nie lubiłam się kłócić. Można to uznać za pewien objaw uzależnienia, ale doszłam już tak daleko, że jeśli poległabym na tym poziomie przypuszczam, że wpadłabym w mini szał ..
Nasza kłótnia przerodziła się w przepychankę, a gdy tylko zakończyłam tą trasę, odłożyłam delikatnie kontroler, żeby chwilę później połaskota perfidnięe brzuch dziewczyny. Lauren i Natalie przyglądały się Nam jak dwóm idiotkom, ale zemsta była słodka, pomściłam swoją przegraną i na przeprosiny cmoknęłam Mary we włosy. Przytuliła mnie przyjmując przeprosiny i śmiejąc się głupio usiadłyśmy na kanapę. Wyglądałyśmy dość dziwnie, zmęczone przepychanką, czerwone na twarzy, ale z roześmianymi, szczęśliwymi oczami. Oddychałam szybko, dość szybko się męczę, więc położyłam się na kanapie i starałam uspokoić moje szybko bijące serce. Przerwał mi dzwonek do drzwi.
- Jest wpół do jedenastej, kto może czegoś chcieć o tej porze ? - powiedziała Lauren nalewając soku jabłkowego so szklanki i biorąc kilka chipsów z miski.
- Pewnie gwałciciel .. - stwierdziłam z rozbawieniem. Miałam lekką fobię na tym punkcie, z której dziewczyny ciągle się śmiały. Nie spodziewałam się gości, więc to pewnie jakiś sąsiad domagający się ciszy, znając życie za bardzo hałasujemy. Niechętnie wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, nie stał tam żaden zrzędliwy sąsiad, a ten blondyn, którego widziałam w domu Yvonne. Spojrzał na mnie niepewnie, ale zaraz potem uśmiechnął się z dziwną miną. Nie chcę myśleć jak wyglądałam w za dużych spodniach od dresu, bluzie z Kaczorem Donaldem i rumieńcami na twarzy i .. rzeczywiście, lepiej o tym nie myśleć.
- Cześć, ja mam taką sprawę, bo ten .. - zaczął jąkając się lekko. Kiwnęłam głową na znak, żeby mówił dalej i zmarszczyłam lekko nos wsłuchując się w to, co chce powiedzieć. - Wiesz jak zrobić pranie, żeby pralka nie wylewała ?
***

#6 już jest :) Co prawda może nie do końca taki jakbym chciała, ale dziękować mogę za to matematyce, haha :p . Dziękuję za wszystkie komentarze, często poprawiają mi humor, fajnie wiedzieć, że podobają się Wam moje wypociny :) Dziękuję też za wszystkich obserwowanych i wszystkie wejścia - 925 - magiczna liczba, która stale rośnie ! (Tak na marginesie, nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam print screena z liczbą wyświetleń 666 - szatańsko , haha ;D) Więc zapraszam - chciałabym poznać Waszą opinię, a zamieszczenie komentarzu czy kliknięcie przy odpowiednim znaczku nic nie kosztuje :D

piątek, 23 marca 2012

#5


 Rozdział 5

Musiałam wyglądać głupio, stojąc tak w wejściu do salonu z talerzem ciastek, czerwona jak lukier na  nich i ze zdezorientowaną miną. Nie wiedziałam co teraz robić. Szybko przeanalizowałam w myślach możliwości. Mogłabym podać talerz stojącemu obok Edwardowi i szybko pobiec do domu. Nie, to głupie, wyszłabym na tchórza. Mogłam podejść do gości Yvonne i Edwarda i poczęstować ciastkami. No tak, to byłoby takie .. spontaniczne. Tyle, że co ja się łudzę, w życiu tak nie zrobię, prędzej zapadnę się pod ziemię.
- Umm, to ja może nie będę przeszkadzać .. - wyjąkałam z siebie po raz kolejny spoglądając na wszystkich siedzących w salonie. Pięć kobiet, które pewnie musiały być matkami chłopaków. Przez chwilę zastanowiłam się co z ich ojcami, ale w gruncie rzeczy, to nic specjalnego, może akurat są zajęci lub coś innego.

Przeniosłam wzrok na chłopaków. Tak, to Ci sami co w kawiarni, na sto procent. Czerwonospodniowy i loczek siedzieli obok siebie na małej dwuosobowej kanapie. Spojrzeli na siebię i uśmiechnęli się lekko. Za nimi, blondyn pochylał się lekko nad oparciem kanapy. Zauważyłam, że spoglądał w moją stronę. Raczej na ciastka niż na mnie, ale to szczegół. Kolejny z piątki, wyglądający na jakiegoś gościa z zagranicy z ciemniejszą niż reszta karnacją, stał bliżej okna i wydawał się być zupełnie nie zainteresowany całą sytuacją. Spoglądał przez okno w zamyśleniu. Obok niego stał odwrócony w moją stronę piąty chłopak. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jasnobrązowe włosy, dość wysoki, ubrany w koszulę w kratę, ale sprawiał wrażenie takiego spokojnego, miłego. ''Typ chłopaka z sąsiedztwa. ''  jakby to powiedziały dziewczyny. - Smacznego. - powiedziałam uśmiechając się i podałam talerz z ciastkami Edwardowi. Uśmiechnęłam się po raz kolejny i wycofując się na korytarz, rzuciłam jeszcze "Do widzenia ! " . Wdech, wydech , wszystko poszło dobrze. No, może poza tym, że wychodząc przewróciłam się o stojące na podłodze pudło, ale .. To może się każdemu zdarzyć, tak ?

***

Następnego dnia, kiedy tylko upewniłam się, że gości Yvonne , a także i Edwarda NA PEWNO u Niej nie ma (Mam nadzieję, że nikt mnie nie zauważył, stojącej prawie cały czas w oknie lub biegającej po klatce, musiałam wyglądać jak idiotka ..) jak najszybciej pobiegłam do jej domu. Oczywiście na wszelki wypadek sprawdziłam czy  nie mam na sobie mąki bądź lukru, a zamiast wielkiej, granatowej koszula z napisem "NOC NAUKOWCÓW"  coś wyglądającego bardziej normalnie. Wygodna, ale wyglądam w niej jak w worku ziemniaków, taak ..
Zapukałam tradycyjnie do drzwi, a już po chwili otworzyła mi Yvonne. Uśmiechnięta, ale chyba trochę zmęczona zaprosiła mnie do środka. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom, mieszkanie było takie .. duże !
-Jest różnica, prawda ? - zapytała się Yvonne widząc moją reakcję. Zupełna odmiana ! - Bez starych mebli i tych wszystkich moich gratów mieszkanie jest na prawdę duże. - wyjaśniła. No tak, rzeczywiście, cała zmiana polegała na braku mebli i zalegających wszędzie różnych pamiątek. Nie było też kwiecistych tapet, ściany były gładkie i jednokolorowe, pomalowane świeżą farbą. - Chyba nie sądziłaś, że piątka młodych chłopców będzie mieszkać w mieszkaniu tak staromodnie urządzonym jak moje ? Co prawda, ja lubiłam moje staromodne, ciasne mieszkanie, ale .. Ale teraz jest tu przestronnie, hmm ? - zapytała spoglądając z uśmiechem na swoje odmienione mieszkanie.
- No tak, trzeba przyznać, jest .. inaczej. - Nie wiedziałam jednak czy taka wersja mieszkania Yvonne też mi sie podoba, przyzwyczaiłam się do tej poprzedniej. Ale ma rację, ta piątka wolała coś nowocześniejszego. - Hmm, mam takie pytanie. Ale .. Jak oni się wszyscy tu pomieszczą ? Dziesiątka ludzi na tak małej powierzchni ..
- Jaka dziesiątka ? - spytała Yvonne ze zdziwieniem. - Nie mówiłam Ci, że będą tu mieszkać tylko Ci chłopcy, bez rodziców ? Są już na tyle dorośli, żeby zamieszkać osobno.. - wyjaśniła. Whoa, szykuje się niezła zabawa .. - Oj, no nie dziw się tak ! - upomniała mnie Yvonne przeczuwając co myślę. Imprezy ? Hałas ? Demolowanie mieszkania ? Przy piątce chłopaków to bardzo możliwe. - Nie poznałaś ich jeszcze, a ja znam ich już od jakiegoś czasu. Mimo pozorów są dobrze wychowani i całkiem spokojni, a do tego na prawdę przemili. - ciągnęła rozpływając się z zachwytu nad nimi. No bez przesady, czym oni niby są, chodzącymi ideałami ? - A poza tym, niedoceniasz mojego mieszkania, popatrz ile tu teraz miejsca ! - powiedziała z podekscytowaniem i pociągnęła mnie lekko za nadgarstek. - Popatrz tu, kuchnia, a tu salon z jadalnią. Bez tej wielkiej szafy grającej ze Słowacji i pianina mojej matki zrobiło się tu całkiem sporo miejsca. - widać było, że jest w swoim żywiole, oprowadziła mnie po całym domu i .. Muszę przyznać, nie doceniałam jej mieszkania. Chyba przez to, że nigdy tak do końca nie chodziłam po Nim. Nawet nie wiedziałam, że w tym domu są aż trzy sypialnie.. Do tego kuchnia, salon z jadalnią, łazienka, a także 'pokój do niczego' czyli miejsce, które będzie pewnie służyć za składzik gratów.  W takim mieszkaniu na pewno się pomieszczą..
- A tak właściwie.. Skoro pozbyłaś się już prawie wszystkich mebli, to gdzie teraz będziesz spać czy coś ? - spytałam opierając się o zostawioną w kuchni lodówkę.
- Jedną noc przeżyję na kanapie, nic mi się nie stanie. - powiedziała nalewając do jednego z dwóch kubków, które jeszcze zostały soku jabłkowego. Pokiwałam ze zrozumieniem głową, ale ..
- Hej, jak to jedną noc ? - spytałam zdezorientowana uderzając niechcący łokciem o drzwi lodówki. Ach, nie ma to jak uderzyć się w 'to' miejsce.. - Jak to jedną noc ? To znaczy, że wyprowadzasz się w niedzielę ?
- Cassandro, coś Ty taka dziś jakaś zamyślona, przecież Ci mówiłam. - upomniała mnie Yvonne przyglądając sie mi uważniej. Nie przypominam sobie, żeby mi mówiła, czy mogłam być myślami aż tak daleko ? - Tak, wyprowadzam się jutro, w niedzielę, a nowi lokatorzy wprowadzą się w przyszłym tygodniu, jak tylko przeniosą tu swoje meble i inne rzeczy. Do końca tygodnia zdążą załatwić wszystkie sprawy związane ze szkołą i od poniedziałku przyszłego tygodnia będą już mieli wszystko ułożone. Teraz już wszystko rozumiesz ? - spytała przyglądając mi się z troską. Pewnie myśli, że jestem jakaś niewyspana czy coś, a ja po prostu .. Nie zawsze słucham uważnie. Ale mniejsza o to, w tej chwili ważniejsze jest to , że już jutro na zawsze pożegnam się z moją codziennością. Tłumaczenia, że będę Yvonne odwiedzać mnie nie pocieszają, to już nie to samo. Ale cieszę się jej szczęściem, a przy Edwardzie jest na prawdę szczęśliwa. Ale mimo wszystko, będę tęsknić.

***

- Obiecaj, że nie będziesz płakać. - powiedziała mama ubierając pierwsze lepsze buty. Chciała razem ze mną pożegnać Yvonne, w końcu też dużo dla niej zrobiła. Nie wiedziałam, czy mogę jej to obiecać, w końcu rozstania mają do siebie to, że są smutne, tak ? Na wszelki wypadek zmyłam całkowicie tusz z rzęs, bo choć nakładam go nie tak dużo, gdy płaczę często przecieram oczy, więc wyglądałabym pewnie jak zombie. Nie tego chciałaby Yvonne. Dla niej najlepiej by było, gdybym była radosna i szczęśliwa, a ja po prostu będę tęsknić. Mimo wszystko, będę bardzo tęsknić.
W mieszkaniu nie zostało już prawie nic. Torba podróżna i jedna, mała walizka. Wszystko inne było już w drodze do Redhill. Wszystko było inne. Ściany były gładkie, pomalowane lateksową farbą, a nie pokryte kwiatową tapetą. Stare, wręcz zabytkowe meble znikły, a na ich miejsce pojawią się pewnie jakieś nowoczesne modele. Telewizor sprzed dobrych kilkudziesięciu lat, ze śmieszną anteną, której bałam się dotykać też zniknął, ustępując miejsce innemu, nowemu modelowi.
- No więc .. Czas się pożegnać. - powiedziała Yvonne głosem innym niż zawsze. Zostawia wszystko co znane w imię miłości, poniekąd to piękne. - Nie jestem dobra w głoszeniu przemówień, więc chciałabym tylko powiedzieć, że .. - głos załamał jej się w tym miejscu, a oczy zaszkliły lekko. Przez myśli przeleciało mi milion wspomnień, ale powstrzymałam łzy. - Będę tęsknić za tym miejscem i za wspaniałymi sąsiadami. Mam nadzieję, że będziecie Nas odwiedzać, tam w Redhill. Dużo by to dla mnie znaczyło .
- Mamy duży ogród, można by tam zagrać sobie w piłkę. - podsunął Edward uśmiechając się do Erica, a malec odwzajemnił uśmiech prezentując swoje szczerbate, ale słodkie uzębienie.
- Na pewno Was odwiedzimy, z wielką chęcią. - potwierdziła moja mama ściskając dłoń Erica. Czemu pożegnania zawsze muszą być takie rozstrajające ?
- Wezmę już może tą walizkę .. - powiedział Edward podnosząc z ziemi małą walizkę w kwiaty wiśni. - Poszedłbyś ze mną, młody ? - zwrócił się do Erica, na co 'młody' zareagował z entuzjazmem i podbiegł do mężczyzny. Zawahał się chwilę i podbiegł jeszcze do Yvonne ściskając ją mocno. Ruszyli do drzwi i wyszli na zewnątrz, a mama podeszła do Yvonne i równie mocno ją uściskała. Szeptały coś do siebie, a ja odsunęłam się lekko, nie chcąc sprawiać wrażenia podsłuchującej. Wyjrzałam przez okno i zamyśliłam się na chwilę.  Nawet nie zauważyłam, gdy mama wyszła w ślad za Ericiem i Edwardem, a ja zostałam sama z Yvonne. Trzeba się pożegnać.
- Cassie .. - zaczęła, ale nie dokończyła, obu Nam zaszkliły się oczy i momentalnie łzy pociekły mi po policzkach, a przecież nie chciałam płakać. - Nie płacz, na prawdę, to nie powód do płaczu.. - powtarzała przytulając mnie, choć jej łzy kapały mi na ramię. Czułam zapach jej delikatnych perfum i przypomniało mi się, gdy tak samo przytulała mnie, gdy tylko miałam jakiś problem. - Cassandro Jane Amelie Parrish, jesteś wspaniałą dziewczyną, której nigdy nie zapomnę i która nie zapomni mnie. Obiecuję, że mimo wszystko nie stracimy kontaktu. Chciałabym , żebyś była szczęśliwa i mam nadzieję , że będziesz. Kocham Cię. - ostatnie słowa wypowiedziała już łamiącym się głosem mocniej mnie obejmując. - I będę zaszczycona, gdy zechcesz być na moim ślubie.
- Na pewno będę i .. Yvonne, dziękuję za wszystko, na pewno będziesz szczęśliwa. A gdy Ty będziesz, to .. Ja też będę. Dziękuję za wszystko. – wydusiłam z siebie wtulona w Yvonne.
Wiatr zawiał mocniej i do mieszkania wleciało zimne powietrze, omiatając Nas stojące na środku. I przez chwilę czułam się zupełnie spokojna, tak jakby już nigdy nie miało stać się coś złego. Bo wszystko się zmienia, ale miejmy nadzieję, że na dobre.

***

No i jest #5 :D . Dziękuję za wszystkie komentarze, wejścia, obserwacje i opinie, to naprawdę magiczne, wiedzieć, że ktoś to czyta i do tego mu się podoba .Zapraszam do komentowania :3
Nie wiem tylko kiedy pojawi się #6, muszę poprawić oceny z matematyki, więc wiecie, lekkie urwanie głowy :p

środa, 21 marca 2012

#4


Rozdział 4

Po co ja się tak męczę i wstałam tak wcześnie ? Przecież ja nawet jej nie lubię. Co ja mówię, od zawsze działała mi na nerwy, można powiedzieć, że toczyłyśmy ze sobą taką mini-wojnę o to , która jest w jakiś tam sposób lepsza. Pamiętam jak dwa lata temu wrzuciłyśmy jej do szafki starą kanapkę. Ale wtedy był ubaw, zaczęła piszczeć, skakać i krzyczeć. Do dziś pamiętam jej rozhisteryzowany głos i to jak krzyczała wszędzie : "O nieee, zamach na mnie ! ZAMACH ! " Jakby wiedziała co to znaczy. W odwecie zniszczyła moje czterostronicowe wypracowanie na polski. 

Ale mimo wszystko, idę teraz, godzinę przed rozpoczęciem moich lekcji, korytarzem wprost do łazienki na parterze. To jedyne miejsce, gdzie można spokojnie porozmawiać. Jasnoróżowe kafelki, dwa duże lustra i co najważniejsze, na prawdę przyjemny zapach kwiatowego odświeżacza sprawiają, że każda, bez wyjątku lubi tam chodzić, choćby po to by tylko zerknąć okiem na swoje odbicie w lustrze. 

Stanęłam przed drzwiami i przez chwilę wahałam się co zrobić. A co jeśli to jakiś podstęp? Przez moją głowę przeszły setki różnych obrazów. Może czeka tam na mnie chcąc coś mi zrobić ? Może nie jest sama ? "O matko, zaczynam świrować " - pomyślałam i pchnęłam drzwi łazienki.

Już tam była, siedziała na kaloryferze stukając coś w swoim telefonie. Zauważyła moje przyjście i uśmiechnęła się lekko, wręcz wymuszenie. Czyli jednak za dużo się nie zmieniło. 
- Mam sprawę . - powiedziała nie bawiąc się w żadne przywitania czy miłe słówka. Zeskoczyła z kaloryfera chowając telefon do kieszeni. Oparła się plecami o ścianę i spojrzała na mnie brązowymi tęczówkami. - Ja wiem, że się nie lubimy . - powiedziała. Hoho, jaka spostrzegawcza. Nie zareagowałam czekając na dalszy ciąg. - Ale musisz mi pomóc.
- Muszę ? Kto tak powiedział ? - oburzona uniosłam wymownie brwi. - Przyszłam tu tylko i wyłącznie ze swojej dobrej woli, ale nie mam za  dużo czasu. Powiesz konkretnie o co chodzi ?
- Okej, jak chcesz. Ja tylko starałam się być miła. - powiedziała znów przyjmując władczy ton, ten, którego używała na co dzień. Miła ? Nie wyszło jej. - Jesteś dobra z niemieckiego, tak? A ja mam zagrożenie, kapujesz ? Nie mogę nie przejść, rodzice mnie zabiją ! Pomóż mi . Proszę . - dodała. To 'proszę' dało mi do myślenia.
- Tak jak już zauważyłaś, NIE LUBIMY SIĘ … - powiedziałam dość rozczarowana taką prośbą. Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś bardziej .. spektakularnego ?
- Wiem, ale .. Mi na prawdę zależy. Proszę. - powiedziała z nadzieją w oczach. To przesądziło sprawę, przecież .. powinnam jej pomóc, tak ? Moja katechetka byłaby dumna. 

- Okej. Możemy się spotykać w piątki przed lekcjami. Tak jak teraz, dobra ? - powiedziałam, a ona pokiwała głową na znak, że się zgadza. Ustaliłyśmy konkretniej, gdzie będziemy się spotykać i wyszłyśmy z łazienki razem. Każda z Nas ruszyła jednak w przeciwnym kierunku, nie miałam zamiaru udawać, że ją lubię , nasze stosunki zostały niezmienione. Na szczęście ona czuła to samo. Pozostało tylko pytanie .. Co teraz robić , kiedy do lekcji zostało jeszcze ponad pół godziny, a do domu nie opłaca się wracać ?

***

- Coś Ty taka zamyślona ? - usłyszałam głos Lauren szturchającej mnie w łokieć. Od pierwszych minut lekcji geografii dosłownie odpływałam. Oczy kleiły mi się niemiłosiernie, a nudny, monotonny głos nauczyciela wcale mi nie pomagał. Na szczęście siedziałyśmy w ostatniej ławce, przez co miałyśmy trochę spokoju,  nauczyciel nigdy nie patrzył się w naszą stronę. - Przymulasz jakoś tak. 

- Spać , spać i jeszcze raz spać . - powiedziałam znudzonym tonem. Najchętniej położyłabym się na ławce i zdrzemnęła na chwilę , ale znając życie, potem byłabym jeszcze bardziej niewyspana .
- Musisz się przyzwyczajać, teraz będziesz zapieprzać w piątki rano na lekcje niemieckiego. - powiedziała moja przyjaciółka ironicznym tonem. Nie podobała jej się moja decyzja. "Trzeba było ją kopnąć  dupę, ja bym na Twoim miejscu tak zrobiła ! Co się będziesz litować." – powtarzała z uporem. Ja jednak kolejny raz zawaliłam sprawę, choć muszę przyznać, na początku byłam z siebie dumna. Pomogę osobie, której nie lubię. Przeszło mi, gdy przemyślałam to sobie na spokojnie. Ona by dla mnie czegoś takiego nie zrobiła, tak ? - Mogłaś chociaż umówić się z Nią po południu , a nie rano.
- O nie, po południu mam lepsze rzeczy do roboty, rano jestem jeszcze .. pełna energii . - powiedziałam i skierowałam swój wzrok w stronę Violetty.  Siedziała w tych swoich obcisłych legginsach , żując gumę i wyzywająco spoglądając w stronę młodego nauczyciela geografii. Przeciągnęła się zmysłowo na krześle odrzucając włosy na plecy.  Nie lubię takich dziewczyn. Diametralnie zmieniają swoje zachowanie, gdy tylko w pobliżu jest jakiś osobnik płci męskiej. To głupie. - Skończmy ten temat, okej ?
 
Chyba chciała mi coś odpowiedzieć, ale przerwał jej nauczyciel geografii. - Cassandro, Lauren, może chcecie się czymś podzielić z klasą ? Jeśli nie, zapraszam do mapy, może dowiemy się czegoś ciekawego o ukształtowaniu terenu na północy Europy.

***

- Ale dziś idziemy razem do kawiarni , tak ? Umówiłyśmy się już tydzień temu ! – powiedziała Mary opierając się o swoją szafkę. No tak, rzeczywiście, umawiałyśmy się już dawno, ale jakoś dziś .. Nie miałam ochoty, nawet chociażby dzięki temu, że jest piątek. – Nie dajcie się namawiać ..
Przegnałam z głowy wszystkie niechętne na ten pomysł myśli i owijając się szczelniej szalikiem ruszyłam za dziewczynami wychodząc ze szkoły

- Ale wiatr, huhu ! – krzyknęła Mary nakładając swoją czapkę z pomponikiem bardziej na czoło.
-
Świetna pogoda na spacery .. – powiedziała ironicznie Lauren biorąc mnie pod ręką i przytulając się, żeby się ogrzać. Było naprawdę zimno. Tak zimno jak nie powinno być na wiosnę. Co sobie mam myśleć przyroda, gdy powinna budzić się do życia, a na dworze nic tej przyrodzie nie chce pomóc ?

- Jak b
ędziemy stać i narzekać, na pewno nie zrobi się cieplej, no już, idziemy ! – rozkazała Mary władczym tonem i z uśmiechem pociągnęła Nas za sobą w stronę przejścia dla pieszych. Musiało jej naprawdę zależeć,  skoro tak upierała się przy tej kawiarni, zastanawiałam się tylko o co chodzi ..
Dotarłyśmy wreszcie do Marylin Cafee,  ‘Naszego miejsca’. Mamy z Nią tyle wspomnień,  że to aż dziwne, że z takim miejscem mogą wiązać się takie historie. W kawiarni, tak jak zwykle, unosił się przyjemny zapach kawy. Było ciepło, nie tak jak na zewnątrz, i naprawdę przytulnie. Ściany wyłożone były karmelową tapetą w kwieciste wzory. Przy każdym stoliku stały miękkie sofy, a na stolikach paliły się małe pachnące świeczki. W rogu pomieszczenia stał kominek z palącym się drewnem, a z głośników leciała nastrojowa muzyka. Uwielbiałam tu przychodzić.

Usiadłyśmy we trzy przy ‘Naszym’ stoliku w rogu pomieszczenia, przy oknie, a Natalie poszła zamówić Nam to , co zawsze. Nie byłyśmy oryginalne, Nasz pobyt tutaj zawsze wyglądał podobnie, ale nie chciałyśmy niczego zmieniać, tak jest dobrze. Po chwili Natalie przyniosła do stolika Nasze zamówienie. Herbata z owoców leśnych dla mnie, gorąca czekolada dla Lauren, czekolada z piankami dla Mary i Cappuchino dla siebie.

-  No i od razu robi się człowiekowi cieplej ! 
– zagadnęła Natalie rozgrzewając swoje ręce pry kubku z Cappuchino. No tak, ciepło nam było.
 Zerknęłam przez duże okno na zewnątrz i przez chwilę przyglądałam się przechodniom. Pamiętam jak ukryte za kwiatkami oceniałyśmy ich buty, nogi, kurtki, włosy i wszystko Inne. Upiłam łyk mojej herbaty i po raz kolejny wyjrzałam przez okno. Masa ludzi spacerowała, chodziła lub biegła chodnikiem chowając twarz w szaliki i chroniąc się choć tak przed wiatrem. Mówiłam już, że nie przepadam za taką pogodą ? 

Zadzwonił dzwonek do drzwi i do kawiarni weszła piątka młodych chłopaków. Zerknęłyśmy na Nich dyskretnie, a ja wśród nich .. rozpoznałam tego chłopaka z windy. Miał na sobie kremowe rurki i ciemną kurtkę. Dodatkowo, tak jak wszyscy, był owinięty szczelnie kremowym szalikiem. Reszta chłopaków była ubrana w podobnym guście. Jeden z Nich wyróżniał się czerwonymi spodniami, ale wyglądał raczej na spokojnego i miłego chłopaka. Uśmiechał się do wszystkich szczerząc swoje proste zęby. Czerwonospodniowy zorientował się, że na niego patrzę i .. myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Ciekawe jak bardzo jestem czerwona.. On na szczęście uśmiechnął się tylko po raz kolejny i odwrócił głowę w drugą stronę. Zawstydzona  spojrzałam w stronę przyjaciółek i spostrzegłam, że one też patrzą się na tych chłopaków.

- Za bardzo się gapicie. – szepnęłam widząc ich miny. Zaśmiałam się cicho i powróciłam do picia herbatki. – Ten z loczkami – wskazałam ruchem głowy na chłopaka – to ten sam chłopak co w windzie. Czyli możliwe, że ta piątka będzie moimi sąsiadami, Yvonne wspominała coś o piątce młodych chłopaków.
- Hoho ! – westchnęła Lauren uśmiechając się lekko. – Czyli nie będziesz miała nic przeciwko, gdy będziemy Cię częściej odwiedzać ?
***
W domu zastał mnie niecodzienny widok. Mama i Eric stali w kuchni, zawalonej różnymi rzeczami. Na blacie walała się mąka, jakieś jajka i mnóstwo kolorowej posypki. Gdzieś w zlewie stał brudny mikser , a na piecu przygotowana brytfanna. Z głośników leciała jakaś radosna piosenka, przy której Eric podśpiewywał co nieco zmieniając słowa, a mama była .. Jakaś taka radosna. Podkradała czekoladowe serduszka, śmiała się, tańczyła.. Dawno jej takiej nie widziałam. Uśmiechnęłam się w duchu i szybko rzuciłam do szafy torbę i płaszcz, jeszcze szybciej rozbierając buty. W naprawdę ekspresowym tempie ubrałam jakieś pierwsze lepsze domowe ciuchy i popędziłam do kuchni. Mama, śmiejąc się zaprosiła mnie ruchem ręki do kuchni i podała stos foremek do ciastek.

- O proszę, będziesz wykrawać , dobrze ? - spytała się. To było takie .. inne od tej mamy, którą była przez ostatnie miesiące. Ciągle zajętej, zapracowanej i uzależnionej od kofeiny. W oczach tańczyły jej radosne ogniki, a na twarzy gościł uśmiech. Uśmiechnęłam się i wzięłam foremki.
- Autko, autko zrób ! - poprosił Eric spoglądając na mnie swoimi wielkimi oczami. Posłusznie wykroiłam kształt auta i ostrożnie położyłam na brytfannie. Po chwili wykroiłam też serduszka, misie, gwiazdki, kwiatuszki i coś na kształt głowy Myszki Miki. Włożyliśmy ciasteczka do piekarnika i zabraliśmy się za sprzątanie. Nawet przy tym panowała taka .. radosna atmosfera. 

Ciasteczka się upiekły i pojawił się problem, co z Nimi wszystkimi zrobić ?
- Zjeść ! - odpowiedział Eric machając z podekscytowania rączkami.
- Oj bez przesady kochanie, pochorowałbyś się , gdybyś to wszystko zjadł. - upomniała go mama pieszczotliwie przeczesując mu włosy. Zasmucił się przez chwilę , a potem porwał z talerza jedno z autkowych ciasteczek. - A może zanieś trochę Yvonne ? Na pewno się ucieszy.
O, to był dobry pomysł. Nałożyłam te co ładniejsze na osobny talerz i nie zważając na nic, pobiegłam po schodach dwa piętra wyżej. Zadzwoniłam na dzwonek, ale nie musiałam długo czekać. Drzwi otworzył Edward uśmiechając się przyjaźnie. - Dzień dobry, piekliśmy właśnie ciasteczka, pomyślałam, że może będą Wam smakować .. - zaczęłam nieporadnie, a mężczyzna zaprosił mnie do środka. Weszłam do salonu spodziewając się Yvonne, czytającą książkę lub coś , ale .. Na kanapach siedziała piątka chłopaków, ci sami co z kawiarni, i kilkoro dorosłych. W tej chwili zdałam sobie sprawę z tego jak wyglądam, w za dużej porozciąganej bluzce, pomazana mąką i z kompletnym sianem na głowie. 

- O, a jacy mili sąsiedzi ! - powiedziała jedna z kobiet spoglądając na talerz pełen ciastek i uśmiechając się przyjaźnie, przez co zorientowałam się po co tu są. Jak to miałam w zwyczaju, przez głowę przeleciała mi tylko jedna myśl - będą kłopoty.
***
No i jest #4 :)
Dziękuję wszystkim za komentarze, rady, opinie. Za wszystkie wejścia i wszystkich obserwatorów, to na prawdę magiczne, wiedzieć, że ktoś czyta takie moje wypociny :3 .
No i oczywiście zapraszam do komentowania, może coś tu zmienić ? Chciałabym znać Waszą opinię.