czwartek, 26 kwietnia 2012

#10


Rozdział 10

Siedziałam w pustej klasie, którą woźna wspaniałomyślnie pozwoliła mi otworzyć i czekałam na Violę. Wyjątkowo, nie spóźniała się, to ja przyszłam pół godziny przed czasem. Nie mogłam usiedzieć w pustym domu, mając wrażenie, że coś zaraz mnie zabije, zgwałci i zje. Albo odwrotnej kolejności. Wczoraj wieczorem uparłam się i przekonałam samą siebie do oglądnięcia Koszmaru z Ulicy Wiązów takie są tego skutki ...
Piętnaście minut później do klasy weszła Viola. Uśmiechnęła się lekko na powitanie i bez zbędnych ceregieli usiadła naprzeciwko mnie.
- Od czego zaczynamy ? – spytała wyciągając długopis z kolorowej torby na ramię.
- Od początku. - postanowiłam to już wczoraj rano. Wiedząc jakie wiadomości ma Viola, postanowiłam wytłumaczyć jej wszystko po kolei, od początku książki. Spodziewałam się .. czegoś okropnego, niekończącej się pracy i braku zupełnych postępów, a tu proszę, dziewczyna pojęła to dość szybko. najpierw odmiany czasowników, potem dwa czasy przeszłe i przyszły, a na końcu zdążyłam jeszcze wytłumaczyć tryb rozkazujący.
- Dobra, rozumiem. Następnym razem to poćwiczymy, dla pewności ? - spytała zadowolona z postępów. W takim tępię nie będziemy musiały długo się spotykać.
- Jeśli czasownika nie ma w tabelce, dodajesz te końcówki, które napisałam Ci na kartce do normalnego czasownika .. - tłumaczyłam właśnie Imperfekt, gdy ktoś zapukał do klasy. W mojej głowie od razu pojawiły się sceny z "Koszmaru" , a Viola spojrzała tylko na mnie i nie zastanawiając się długo krzyknęła donośne "Proszę ! ".
Zza drzwi wychyliła się głowa z postawionymi na żelu ciemnymi włosami, która sekundę później znikła z powrotem, zdążając powiedzieć tylko "Pomyliłem klasy, sorry !" i zatrzasnąć drzwi z powrotem. Nie wiem czemu, bo to wcale aż tak śmieszne nie było, ale i ja i Viola wybuchamy szaleńczym śmiechem i nie potrafimy się opanować przez kilkanaście minut. Wystarczy jedno spojrzenie i głupawka zaczyna się od nowa. Godziny wytłumaczę jej następnym razem ..

***

- Proszę pani, mogłabym wyjść do toalety ? - spytałam grzecznie podnosząc rękę w górę. Fizyka była tak nudna, jak tylko mogłaby być i czułam, że jeszcze chwila, a zacznę kopać krzesło Natalie siedzącej przede mną, od tak, dla zabawy.
Nauczycielka skinęła tylko głową, żeby nie przerywać 'ciekawej' lekcji. Nie miałam zamiary iść do toalety, wolałam raczej zaczerpnąć trochę .. powietrza, więc ruszyłam korytarzem przed siebie zdecydowana na małą przechadzkę po budynku. Obeszłam dookoła całe drugie piętro nie natrafiając na nic ciekawego nie licząc nie otwartej butelki Frugo, którą ktoś albo zapomniał, albo .. Zostawił na potem. Zeszłam bocznymi schodami na pierwsze piętro zastanawiając się ile czasu mogę spędzić 'w toalecie', ale fizyczka pewnie nie będzie się wściekać, jeżeli z kilku minut zrobi się dziesięć. Jest zajęta wykładem na temat różnicy między prędkością a przyspieszeniem, czy czymś w tym typie, nie słuchałam za bardzo. W połowie schodów zauważyłam, że ktoś stoi przy jednym z kaloryferów, pochylony nad nim. Z daleka nie widzę kto to dokładnie, ale kilkanaście kroków później jestem pewna, że to ten mulat z Piąteczki Chłopaczków (nazwa made by Natalie), Zayn. Podeszłam bliżej i stanęłam tuż za Nim.
- Szukasz czegoś ? - spytałam znienacka, na co podskoczył przestraszony. Musiałam naprawdę zebrać się w sobie, żeby nie wybuchnąć śmiechem na jego reakcję.
- To nie ładnie zachodzić tak zachodzić ludzi od tyłu. - upomniał mnie podnosząc się znad kaloryfera.
- Spokojnie, nie chciałam Cię zgwałcić. - rzuciłam podchodząc do niego i opierając się o ścianę przy grzejniku. Suchary to moja specjalność. Zayn rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, ale po chwil uśmiechnął się, unosząc lekko kąciki ust. - No więc, zgubiłeś się czy coś ?
- Zgubiłem coś. Konkretniej notatnik. - wyjaśnia i siada na grzejniku obok mnie. - Siedziałem tutaj i pisałem, nie widziałaś go ? Czarny w białe klucze wiolinowe i nutki.
- Grasz na jakimś instrumencie ? - pytam z ciekawości. Zeszyty w nutki są raczej do muzyki, może gra na gitarze ? Chłopcy z gitarą są świetni ..
- Raczej piszę piosenki. - mówi odwracając wzrok. - Ale tylko dla siebie. No więc, widziałaś go gdzieś ?
- A nie spadł może między rurki ? - sugeruję i w tym samym momencie schylam się, żeby owy zeszyt wyciągnąć. Podaję mu go śmiejąc się lekko i z cichym "Cześć. " wracam w stronę klasy. Z kilku minut zrobiło się dziesięć, a z dziesięciu piętnaście ..

***

- Nie tym tuszem, weź ten podkręcający rzęsy ! - krzyknęła Natalie wyrywając Mary buteleczkę z tuszem z rąk. Delikatnym ruchem pociągnęła rzęsy siedzącej na stołku Lauren i profesjonalnie spogląda teraz z zadowoleniem na efekt. - Masz piękne, długie rzęsy. I to ja wiem, jak je pomalować !
- Mary, przecież wiesz, że nie wolno się sprzeciwiać światowej sławy makijarzystce ! - odzywam się siedząc na fotelu w rogu. Nie uczestniczę w przygotowaniach, rozsiadłam się wygodnie i próbując skupić się na czymś pożytecznym, chwyciłam pierwszą lepszą gazetę i zagłębiłam się w bardzo interesujący artykuł o szkodliwości posiadania w domu zwierząt. A ja tak lubię zwierzęta ..
Natalie rzuciła mi tylko pełne dezaprobaty spojrzenie i wróciła do przygotowania Lauren na spotkanie z Harrym. Przyglądam się przez chwilę pracy Natalie, która skupia całą swoją uwagę na wykonywanym zajęciu. Mam wrażenie, że dobrze wie co robi, zachowuje się tak .. Profesjonalnie.
- Musisz wyglądać perfekcyjnie i zrobić na nim piorunujące wrażenie .. - mruczy pod nosem muskając kości policzkowe różem. Przez chwilę zastanawia się jak podkreślić usta, aż decyduje się na delikatną szminkę w odcieniu przydymionego różu. Przygotowania dobiegają końca i Natalie dumna ze swojej pracy prezentuje Nam zupełnie odmienioną Lauren. Makijaż, nie wyzywający, wydobył z Niej jakieś takie .. Naturalne piękno. Oczy wyglądają na jeszcze większe i jeszcze piękniejsze niż zazwyczaj. Przez chwilę czuję małe ukłucie gdzieś tam w głębi, też chciałabym tak wyglądać.
- Wyglądasz .. zjawiskowo. Zrobisz na wszystkich dookoła wielkie wrażenie. - mówię delikatnie obejmując przyjaciółkę. Nie kłamię, wygląda wspaniale.
- Dziękuję, że jesteście. - mówi tylko i przytula Nas wszystkie, stoimy w kupie na środku salonu przez kilka minut, w zupełnej ciszy. Jesteśmy tylko dla siebie nawzajem.
W końcu przerywamy Nasz zbiorowy uścisk. Natalie i Mary idą do kuchni po coś do picia, a ja ruszam za Lauren do jej pokoju. Siadam na skraju łóżka nakrytym narzutą w kolorowe kwiaty, a dziewczyna szuka czegoś w szafce.
- Myślisz, że będą pasować ? - pyta, wyciągając z szuflady małe różowe wkrętki. Do czarnej bluzki w różowe grochy, na pewno. - Cassie, ja .. Mam wrażenie, że jesteś zła, że z Nim idę na ten spacer. Ale przecież Wy ze sobą nie jesteście, ani nic. Nie możesz być zazdrosna. - mówi spoglądając na mnie i wyczekując odpowiedzi.
- Lauren, nie jestem zła. Idź i baw się dobrze ! Zawróć mu w głowie kochanie. - mówię obejmując przyjaciółkę. Teoretycznie nie jestem zła, to coś innego, ale .. Dziewczyna ma rację. Nie powinnam, a czuję się .. zazdrosna.
- No to co, wyślę Wam esa i spotkamy się w Marylin , co ? - spytała Lauren już w salonie. Sączyłam leniwie odgazowaną już colę i chciałam już wrócić do domu. Położyć się pod kocem, zaparzyć herbaty i posiedzieć z dobrą książką.

***

Do kawiarni przychodzę pierwsza, od razu po dostaniu esemesa. Jednym pchnięciem otwieram ciężkie drzwi z ciemnego szkła i wchodzę do środka. Nie jest tłoczno ani gwarno, ale we wnętrzu panuje dość duży ruch. Jak dla mnie to lepiej, nikt nie zwróci uwagi na niepozorną nastolatkę siedzącą przy witrynie. W spokoju poczekam na dziewczyny, które znając życie, przyjdą dopiero za jakieś pół godziny. Czyli dwadzieścia minut po czasie.
Jedna z najprzyjemniejszych rzeczy w całym tym lokalu jest taka, że po jakimś czasie, obsługa zna Cię na tyle, żeby wiedzieć jak do Ciebie podchodzić. Ja na przykład, jestem stałą klientką od czasu powstania lokalu, czyli jakichś dwóch lat i zaskarbiłam już sobie przychylność innych. Właścicielami jest dwójka mężczyzn mających na oko jakieś 25 lat. Tak na prawdę nie wiem czy to bracia, przyjaciele, czy może para, ale są sympatyczni i pełni zrozumienia. Oprócz nich w kawiarni pracuje pogodna dwudziestolatka, Amelia, cichy brunet ze smutnymi oczami, Peter i sympatyczny niebieskooki blondyn, Oliver. W piątkę tworzą zgrany zespół i czego jak czego, pracowitości i dokładności nie można im zarzucić. Patrząc z praktycznego punktu widzenia, kawiarnia jest idealna, klienci zadowoleni, a obsługa zadowolona z pracy. Co do mnie, nikt nie będzie miał nic przeciwko, jeżeli posiedzę jakiś czas bez składania zamówienia. W innych kawiarniach by to nie przeszło.
Omijając labirynt stolików i siedzących przy nich ludzi, docieram w końcu do 'naszego'. Siadam na samym skraju fotela, jak najbliżej okna i ściągam kurtkę. Z torby wyjmuję mp3, załączam ostatnio odtwarzaną playlistę, zakładam słuchawki i nic więcej się już nie liczy.

Pinch me, is this real ?
This feeling of release.
I'm floating in your heaven.
In the corners of my dreams. *


Wcale nie chciałam tu przychodzić. Wolałabym być teraz gdzieś w bezpiecznym miejscu, zakopana głęboko przed wszystkim i wszystkimi. Nie jestem tu potrzebna, bo wiem jak to całe spotkanie przebiegnie. Nie mam ochoty słuchać jak Lauren spędziła cudowne południe z Harrym. Trzymali się za ręce, czy to może za wcześnie ? Spoglądał na Nią swoimi zielonymi oczami, tak jak kiedyś spoglądał na mnie ? Kiedyś, jakie kiedyś. To było kilka dni temu. A sposób w jaki na mnie patrzał nie był wyjątkowy, po prostu za dużo sobie wyobrażam. Ale choćbym jak mądrymi słowami przemawiała do samej siebie, serce bije mi jak oszalałe, gdy próg kawiarni przekraczają Natalie i Mary. Uśmiechają się przyjaźnie i podekscytowane podchodzą do stolika. Siadają na przeciwko mnie na czerwonej kanapie i mam wrażenie, że nie potrafią skupić się na jednej rzeczy.
- O matko, ciekawe czy się pocałowali .. - spekuluje Mary. Pocałowali ? Przecież to za wcześnie, to tylko pierwsze spotkanie, ludzie nie całują się tak od razu ... Chyba staram przekonać samą siebie, ale wiem, że to nie prawda. Mimo, że ja myślę inaczej, inni nie mają oporów, żeby całować się z kimś na pierwszej randce. Coraz bardziej tracę ochotę na siedzenie tutaj.
- Gdzie ona jest, spóźnia się już prawie piętnaście minut, a my tu czekamy na wieści ! Pewnie się .. zagadali czy coś .. - mówi Natalie z naciskiem na ostatnie zdanie. Dziewczyny wybuchają śmiechem, a ja mocno zaciskam pięści, żeby nie wypomnieć im ich spóźnienia. Nie jestem głupia, wiem co robię źle. Nie powinnam się tak zachowywać, bo to nielogiczne, być zazdrosnym o chłopaka, z którym Cię nic nie łączy i którego zna się .. jakieś dwa tygodnie. Zwłaszcza jeśli ta zazdrość dotyczy przyjaciółki. Ale na tym moja mądrość się kończy, wiem co robie źle i za nic nie potrafię wziąć się w garść i przestać.
Dźwięk dzwonka oznajmia, że ktoś wszedł do kawiarni. Natalie macha energicznie w stronę nowego gościa, ale ja nie podnoszę wzroku znad blatu stolika. Wiem, że to Lauren tak dobrze, jak wiem, że nie podobałby mi się widok jej tak rozpromienionej jaka zapewne jest po spotkaniu z Harrym. Po raz kolejny muszę skarcić siebie samą za zazdrość wobec przyjaciółki. Dziewczyna siada obok mnie, a ja podnoszę wzrok starając zainteresować samą siebie tym co teraz usłyszę. Ku mojemu zdziwieniu jednak, Lauren wcale nie wydaje się rozpromieniona czy zadowolona.
- No, opowiadaj ! I jak tam było ? My się jaramy tu jak .. pochodnie ! - mówi Mary pochylając się w stronę Lauren. Odwracam się opierając stół, żeby mieć lepszy widok na przyjaciółki. Z głośników leci Owl City - Fireflies i mimowolnie uśmiecham się lekko. Pamiętam, jak kiedyś nocowałyśmy u Mary. Jej rodzina pojechała gdzieś do cioci z gór. Mary czuła się wtedy baardzo źle i nie mogła pojechać .. Puściłyśmy Fireflies i postanowiłyśmy upiec babeczki. Co prawda nie wyszły tak jak się spodziewałyśmy, musiałyśmy nakarmić nimi psa sąsiadki, ale piosenka i tak już na zawsze będzie mi się kojarzyć z babeczkami, na które jakoś mi przyszła teraz ochota.
- I jak , będzie coś z tego ? - docieka Natalie rozsiadając się wygodnie na kanapie przygotowana na jakąś długą opowieść jak to było i będzie cudownie.
- Dupa będzie ! - mówi Lauren, a my zdziwione przypatrujemy jej się nie rozumiejąc o co chodzi.
- Dupa to będzie , wiesz .. Potem. - śmieje się cicho Mary, ale na widok wyrazu twarzy przyjaciółki cichnie. - Opowiadaj.
- Nie ma co opowiadać, dupa będzie , bo z tego Harrego też niezły dupek. - wzdycha Lauren opierając się o oparcie fotela. Analizuję szybko w myślach to zdanie. Dupa będzie, czyli randka im się nie udała. To chyba wredne, ale jestem zadowolona. Z Harrego też dupek. A tego już nie rozumiem, bo jak taki zieloonoki loczek może być dupkiem ? - No więc tak, na początku fajnie pięknie, przyszedł po mnie punktualnie, przywitaliśmy się, nawet się przytuliliśmy i ogółem szykowało się fajnie. Idziemy do parku, ale nie tego obok domu Cassie tylko tego dalej, przy przedszkolu. Nie wiem czemu w sumie, no ale jakoś tak wyszło. Rozmawialiśmy na luzie, trochę się pośmialiśmy i było fajnie, nie powiem. Doszliśmy do tego parku, pośmialiśmy się trochę z łabędzi, mają chyba jakiś okres godowy i wariują.
Nadal nie rozumiem czemu Harry to dupek. Opis Lauren jest tak na prawdę moim wymarzonym spacerem z chłopakiem ..
- No i wyobraźcie sobie, że siedzimy na ławce i on nagle do mnie, że to trochę tak głupio, ale on ma prośbę ! - prycha Lauren. - "Wiesz, Ty się przyjaźnisz z Cassie i ogółem, mogłabyś mi coś o niej powiedzieć ? Wydaje się być fajna i ogółem " - mówi naśladując zachrypnięty ton głosu Harrego. - Bez obrazy Cass, ale .. DUPEK ! Przecież umówił się ze mną !

***

Dziesiąty rozdział, wow szybko to zleciało :D Dziękuję wszystkim, którzy czytają moje opowiadanie. Dziękuję wszystkim, którzy zostawiają komentarze. To naprawdę .. Więcej niż magiczne ! Zakładając tego bloga bałam się, że nikt nie będzie tu wchodził, a ja sama przestanę pisać. Dziękuję, że tak się nie stało. Chciałam powiedzieć, że to ‘już’ dziesiąty rozdział, ale tak naprawdę to ‘tylko’ dziesiąty. Bo wszystko dopiero się rozkręca :)
Jedenastka uwaga, jest w połowie napisana i miałam w planach dokończyć ją w ten weekend, ale tak się złożyło, że zapomniałam o dwudniowym weselu kuzynki, więc w weekend będę nie żywa :c Nie lubię wesel i na pewno będę się nudzić, więc zamiast jeść, pić i tańczyć będę ubierać w słowa dalszy ciąg, Haha :D
W każdym razie, zapraszam do czytania, komentowania i przesyłania innym mojego opowiadania :3
* Natalie Walker - Walking Dream 
e. wyłączyłam kody obrazkowe przy komentarzach, to tylko niepotrzebnie denerwuje i zabiera czas :D

niedziela, 15 kwietnia 2012

#9



Rozdział 9

- No, także ten .. - wyjąkałam bezradnie chodząc w miejscu, zdenerwowana jak nigdy. Pełna pozytywnej energii wzięłam na siebie zadanie oprowadzenia nowej piątki po naszej wiekowej szkole, ale skończyło się na tym, że energia znikła, a ja zostałam sama nie wiedząc co zrobić. Stałam przy drzwiach pokoju nauczycielskiego masę czasu i nadal nie wymyśliłam, co pokazać im teraz.
Szkoła wydaje się im pewnie na wielką, ale to tylko pierwsze wrażenie, w rzeczywistości taka nie jest. Za radą dziewczyn zaprezentowałam im najpierw dumę naszej pani dyrektor, czyli nową salę gimnastyczną. Jest się czym pochwalić, robi duże wrażenie. Najbardziej przypadła do gustu Louisowi. Poopowiadałam trochę o osiągnięciach naszej szkolnej drużyny piłki nożnej, choć tak na prawdę nie miałam o tym zielonego pojęcia. Mam nadzieję, że Louis nie będzie miał mi tego za złe, w końcu był taki oczarowany tym wszystkim .. Lubi piłkę nożną, kolejna rzecz, którą o Nich wiem.
Nie wiedząc co zrobić potem, zaprowadziłam ich pod pokój nauczycielski, może im się to kiedyś przydać. I tu utknęłam. Po ich minach zorientowałam się, że nie za bardzo zadowoleni są z takiego przebiegu wydarzeń. Potrzebowali przewodnika, kogoś, dzięki któremu nie zgubią się w budynku i nie będą spóźniać na lekcje z wytłumaczeniem 'Nie wiedziałem jak trafić ..' ,  a ja im nie mogłam tego zapewnić.
- Uch, przyznajmy szczerze, nie jestem dobrym przewodnikiem i nie wiem co Wam teraz pokazać. - wyjaśniłam nie mogąc odeprzeć od siebie wrażenia, że jeszcze chwila , a zaczną ziewać. Zayn uśmiechnął się lekko, dając mi do zrozumienia, że już dawno to wiedzą. - To może powiedzcie mi, co chcecie wiedzieć, a ja Wam powiem. Albo zaprowadzę gdzie chcecie. Może tak będzie łatwiej ..
- Stołówka ? - zaproponował Niall , na co reszta wybuchnęła śmiechem, choć nie wiem dlaczego. To pewnie jedna z tych rzeczy, z której śmiejesz się tylko Ty i Twoi przyjaciele, taak. Mogę być z siebie dumna, choć na chwilę uratowałam sytuację.
Ruszyłam pewnym krokiem na pierwsze piętro, czyli w stronę Naszej szkolne stołówki. Co prawda nie miałam pięknych i widowiskowych butów, żeby móc dumnie stukać obcasami, ale starałam się sprawiać wrażenie pewnej siebie.
Dotarliśmy pod stołówkę i z rozmachem otworzyłam drzwi z ciemnego szkła. Może jadłospis nie przypadnie im do gustu, ale sama w sobie stołówka nie jest zła. Stanęłam w drzwiach opierając ręce na biodrach i nagle mnóstwo par oczu, ukrytymi zazwyczaj za grubymi oprawkami okularów spojrzały w moją stronę. Haha, no tak, zapomniałam. Konkurs matematyczny.

***

Po tym jak zostałam grzecznie wyproszona przez nauczycielkę matematyki kontrolującą przebieg konkursu i zdążyłam choć trochę zrzucić z policzków wielkie rumieńce , cała piątka wybuchnęła śmiechem tak głośnym, że matematyczka upomniała Nas po raz kolejny.
- Matko, gdybyś widziała swoją minę .. - zaśmiał się Zayn w przerwach pomiędzy szaleńczym 'hahahahahaha ! ' i niekontrolowanym 'hehehehe ! '. Opierał się rękami o ścianę i śmiał się mrużąc oczy.. - Niallerku, kochanie nie zjesz dziś obiadu !
- Hoho, śmiechłem. - zakpił 'Niallerek' dając Zaynowi porządnego kuksańca. Udzielił mi się ich nastrój i sama uśmiechałam się głupio. Nie wiem czy to przez wyobrażenie sobie widoku samej siebie, stojącej dumnie w drzwiach, czy przez śmiech tej piątki. ''Tacy są pocieszni .. '' - przypomniały mi się słowa Yvonne. Co prawda 'pocieszne' to mogą być małe kotki, ale rzeczywiście, oni mieli coś w sobie z małych, słodkich kotków.
- Gdzie teraz ? - spytałam przerywając Naszą głupawkę. - Jakieś propozycje ?
- Może pokaż Nam najważniejsze klasy, żebyśmy się nie gubili . - zaproponował mądrze Liam. "Ma głowę na karku." - jak to stwierdziła Yvonne opisując mi ich charakter. Zgodziłam się na taki układ i pokazałam im miejsca, w których najprawdopodobniej będą mieć lekcje.
Matematyczna, Językowa, fizyczna, geograficzna  i historyczna nie wzbudziły dużego zainteresowania. Ot zwykłe ławki, zwykła tablica i zwykłe biurko.
- Ale krzesła są fajne, będzie się fajnie kiwać. - stwierdził Louis. "Tak, tak ! Kiwaj się, przewróć się i zabij się ! Zgon na miejscu, nie ma co ratować ! " - usłyszałam w głowie głos matematyczki, dla której kiwanie się na krzesłach równało się z psuciem przyrządów matematycznych. Najchętniej karałaby za to linijką po głowie, huh.
- Wszystkie klasy są takie same ? - spytał Zayn wyglądając przez okno na plac przed szkołą. Na środku stoi pomnik - czyli dzwon. Nie wiem dlaczego, dzwon jako pomnik kojarzy mi się z kościołem czy remizą strażacką, ale ważne, że ładnie wygląda.
- Nie, niektóre są dużo ciekawsze. Chemiczna na przykład, cała ściana zastawiona regałami poobstawianymi różnymi chemikaliami. Albo tablica interaktywna w sali fizycznej. - powiedziałam podchodząc do okna. Przed szkołą stała grupka dziewczyn. Rozpoznałam Claudię i kilka innych ze starszych klas. Żywo o czymś dyskutowały machając przy tym rękami jak oszalałe. Ciekawe co ich tak zainteresowało.. - Albo sala gastronomiczna.
- Gastronomiczna ? - zainteresował się Harry podchodząc bliżej i opierając się o parapet. Dopiero teraz, w świetle dnia mogłam zobaczyć jak bardzo zielone są jego oczy. Moje, czyli brązowe przy źrenicy i zielone przy krawędzi oka, mogły się przy nich schować. Nawet nie zauważyłam, kiedy bez zastanowienia zaczęłam się w nie wpatrywać, zorientowałam się dopiero, gdy lokowaty spojrzał w moją stronę.
- Tak. Wiecie, piece, garnki, lodówki i te sprawy. Dwa razy w miesiącu możecie chodzić na lekcje. - wytłumaczyłam starając się nie spoglądać w stronę Harrego. Czułam jego wzrok na sobie, a na policzkach wykwitły mi już pewnie wielkie rumieńce. - Sama chodzę na te zajęcia, są dość ciekawe. Jeśli ktoś lubi gotować.
- Gdzie można się zapisać ? - spytał szybko Harry, praktycznie przerywając moje wyjaśnienia. Chcę się zapisać - będzie na nie chodził razem ze mną. Jeśli mam unikać jego spojrzenia, to nie jest dobra wiadomość, ale z drugiej strony .. Może być ciekawie.
- A można potem zjeść to co się zrobi ? - zapytał zupełnie szczerze Niall, a cała piątka po raz kolejny wybuchnęła śmiechem, którego nie rozumiałam.

***

- Niall ma ładne oczy. - powtórzyła Mary po raz kolejny. Siedziałyśmy na murku za szkołą rozkoszując się ciepłem słonecznego dnia. Murek, czyli szeroki pas odgradzający boisko od części z porozstawianymi ławkami i stołami na lunch, gdzie zazwyczaj spędzałyśmy słoneczne przerwy. Plac zapełnił się uczniami, stoły porozstawiane były tackami z jedzeniem, a ławki maksymalnie zapełnione. Nikt nie chciał siedzieć w szkole, gdy słoneczko wreszcie uznało, że należy trochę poświecić. - Takie niebieskie.
- Już mówiłaś. - westchnęła Lauren przeciągając sie leniwie. Z murku miałyśmy dobry widok na cały plac. I na chłopaków. Siedzieli razem przy jednym ze stolików. Zayn czytał jakąś gazetę, Liam pochylał się nad czymś, co wyglądało jak plan naszej szkoły, a Niall gryzł leniwie zielone jabłko. Louis i Harry dyskutowali o czymś, oparci na łokciach i pochyleni w swoją stronę. - Pomówmy o czymś innym.
- Harry ma ładne oczy. - zaśmiałam się pół żartem pół serio. Zeskoczyłam z murku i oparłam się o niego plecami. Założyłam okulary przeciwsłoneczne z ciemnobrązowymi szkłami i poczułam się .. Jak ninja. Mogłam bez problemu obserwować piątkę siedzącą przy stoliku nieopodal, nie dając po sobie niczego poznać.
Stałam tak przez chwilę i nie zauważyłam Violi podchodzącej w Naszą stronę. Chciałam nie zareagować, udać, ze jej nie widzę, ale Natalie udaremniła mój niecny plan, szturchając mnie mocno w plecy i obracając w jej kierunku.
- Będziesz w ten piątek ? - odpowiedziała na moje pytające spojrzenie. No tak, piątkowe poranki z Violetką. Łuhu ! Niechętnie zdjęłam okulary i rzuciłam jej przelotne spojrzenie. Jedyna dobra strona całej tej sytuacji - mogę rzucać na Nią pełne politowania spojrzenia.
- Tak, nie wydaje mi się, żebym zmieniła plany. - powiedziałam wyciągając z torebki butelkę z wodą mineralną. Upiłam łyk, starając się nie śmiać. Wyobraziłam sobie jak musiałam wyglądać, taka władcza i pewna siebie. Niecodzienny widok. - Poczekaj na mnie przy szafkach.
- Okej, już myślałam, że sobie odpuściłaś. - rzuciła niby od niechcenia i bez pożegnania odeszła w swoją stronę.
- Hoho, ale ona jest inteligentna. Będziesz miała ciekawe lekcje. - zaśmiała się Natalie schodząc z murku i stając obok mnie. Przeciągnęła się jak kot i oparła o niego plecami. - Cassie nauczycielka ? - podsunęła, a my wybuchnęłyśmy śmiechem, zwracając na siebie uwagę paru osób. Popatrzyłyśmy na siebie speszone, ale zamiast uspokoić się i zmienić temat, śmiałyśmy się jeszcze bardziej. Nawet do końca nie wiem z czego, to nie było takie śmieszne ..
- Niall ma ładne oczy. - powiedziała Mary po raz kolejny patrząc w jego stronę. Tak, zakochała się. Znowu.

***

 - Będziesz ubierać kurtkę ? - spytała z niedowierzaniem Mary przyglądając mi się uważnie. No tak. było ciepło, ale moja kurtka była dość cienka, więc miałam zamiar ją ubrać. Pokiwałam twierdząco głową i zamknęłam szafkę. Oparłam się o Nią plecami i wyciągnęłam komórkę, tylko po to, żeby odczytać smsa od mamy. "Idę z Ericiem do fryzjera, wrócimy później :)" - czyli kolejne popołudnie spędzone praktycznie samemu. Mary zastąpiła mi drogę. - Gdzie Ty masz mózg, nie wyjdziesz tak ! Jest ciepło !
Popatrzyłam się na przyjaciółkę zdziwionym wzrokiem, ale przyzwyczajona do jej dziwnych zachowań posłusznie zdjęłam wiosenną kurtkę. Mary pokiwała z aprobatą głową i zadowolona wróciła do pakowania potrzebnych książek do torby.
Wyszłyśmy ramię w ramię ze szkoły i ruszyłyśmy w stronę domów sprawnie omijając innych uczniów stających Nam na drodze. Nie było tak łatwo, uznałyśmy, że nie będziemy się rozsuwać i w ten sposób utworzyłyśmy coś na kształt czteroosobowej barykady. Niektórzy dziwnie się na Nas patrzyli , szłyśmy pewnie jak jakaś wielka dżdżownica. Tłum uczniów zaczął się przerzedzać, więc wreszcie mogłyśmy spokojnie porozmawiać, bez przekrzykiwania się nawzajem. Już miałam podrzucić jakiś temat, gdy na drodze stanęła Nam .. Inna wielka dżdżownica ! Nie, to może złe określenie, ale drogą zastąpiła Nam 'barykada' podobna do Naszej, tyle, że pięcioosobowa. Tak, to była Ta piątka.
- Fajnie wyglądacie jako dżdżownica ! - krzyknęła Lauren śmiejąc się z piątki chłopaków idących ramię w ramię, którzy najwyraźniej tak jak my, nie mieli zamiaru się rozstąpić. Popatrzyłyśmy na siebie spojrzeniem, które mówi wszystko, ale tylko Naszej czwórce.
- Nawzajem, puścicie Nas ? - zaśmiał się Louis ciągnąc pozostałych ku Nam, ale my nie miałyśmy zamiaru ustąpić im miejsca. Nie ruszyłyśmy się nawet o milimetr. Piątce wydawało się chyba, że nie będziemy takie .. nieugięte, szli zdecydowanie w Naszą stronę, aż stanęli dokładnie na przeciwko Nas i z głupimi uśmieszkami czekali, aż to my się ruszymy.
- A może Wy Nas puścicie, co ? - zapytała Natalie robiąc krok do przodu, tak, że dzieliły Nas centymetry. Stałam na przeciwko Louisa, patrzył się w moje oczy z bezczelnym uśmieszkiem i nie miał zamiaru się ruszyć, Huh. Znając życie pewnie będzie tak, że nikt nie będzie chciał dać za wygraną, żadna dżdżownica nie ustąpi miejsca, a ja nie zareaguję próbując to jakoś złagodzić, bo się wstydzę.
- Przyjemnie się tak na Was patrzy. Ale może jednak jakoś przejdziemy obok. - zaśmiał się Harry i zrobił to co ja zrobiłabym, gdybym była bardziej odważna, razem z chłopakami ominęli Nas bokiem i rzucając za siebie krótkie "Cześć ! " weszli do szkoły.
- Ja bym tam mogła sobie na Nich jeszcze popatrzeć, stałam DOKŁADNIE na przeciwko Nialla !  - westchnęła Mary i zrezygnowana ruszyła za Nami w stronę bramy. Jak już mówiłam, tak, zakochała się..

***

Jest dokładnie 17.15 , a nadal jest ciepło ! Nie mogłam usiedzieć w domu i wyciągnęłam dziewczyny na spacer. Tak jak myślałam, chętnie się zgodziły, nie robiły nic ciekawego. Mary spędziła całe popołudnie na fejsie, Natalie i tak musiała wyjść na spacer z psem, a Lauren właśnie wróciła z zakupów. Umówiłyśmy się w parku o 17.30, ale nie mogłam już usiedzieć sama w domu, jestem tu piętnaście minut przed czasem. Usiadłam na ławce i z mojej Wielkiej Torby ze Wszystkim wyciągnęłam mały szkicownik i ołówek. Nie umiem za dobrze rysować, ani cieniować, ale jakiś metr ode mnie, pod drzewem przycupnęła wiewiórka. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym chociażby nie spróbowała narysować pobieżnego szkicu. Wygląda słodko, wodząc dookoła oczkami, przestraszona wszystkiego i wszystkich.
Jestem w trakcie rysowania wielkiego, puszystego ogona, gdy podchodzą dziewczyny. Natalie, Mary, a chwilę później Lauren, rozpromieniona i uśmiechająca się do wszystkiego i wszystkich. Dawno jej takiej nie widziałam, podbiega do Nas wesoło i ściska na powitanie. Wstajemy i idziemy przejść się alejkami parku. Ptaki śpiewają, słońce świeci , ogółem sielanka. Wchodzimy na mostek i oparte o barierki obserwujemy pływające w stawku ryby.
- Tak właściwie, coś Ty taka rozpromieniona? - pytam z czystej ciekawości wyciągając twarz w stronę popołudniowego słońca. - Musiało stać się coś wielkiego, dobrze myślę ?
- Tak, żebyście wiedziały ! - wzdycha podekscytowana odwracając się w Naszą stronę. - Byłam dziś na zakupach z Ashley, moją kuzynką. Chodziłyśmy sobie po sklepach, aż w którymś z Nich, Ash chciała przymierzyć parę ciuchów. Ona siedziała w przymierzalni, a ja poszłam kupić coś do picia, do sklepu obok. Nie uwierzycie kogo tam spotkałam ! Pogadaliśmy sobie, on jest taki miły i ogółem .. Zaprosił mnie jutro na spacer, ja nie mogę, ale mam podjar !
- Awww ! - westchnęłam zadowolona. Wszystkie uśmiechnęłyśmy się szeroko, ciesząc ze szczęścia przyjaciółki. Zeszłyśmy z mostku i spacerowałyśmy alejkami. - Ale świetnie ! Nie no gratuluję kochana !
- Ale właściwie, kogo spotkałaś ? - spytała po zastanowieniu Mary. No tak, mi też to jakoś umknęło, spojrzałam w stronę Lauren oczekując odpowiedzi. Stawiam na Alexa, od jakiegoś czasu wodził za Nią oczami. Albo może Mark, ten z wyższej klasy, znali się z przedszkola, może odnowili znajomość ?
- Harry ten z loczkami ! - krzyknęła zadowolona Lauren.
Harry. Ten z loczkami. Niby nic do niego nie czuję. Przecież nawet go nie znam. A jednej chwili robi mi się jakoś dziwnie. Jakoś nie tak. 

***

Jest i dziewiątka :D Znów troszkę się namieszało. Dziękuję za prawie 2,200 wejść, to wspaniałe, że ktoś to w ogóle czyta .. Dziękuję za wszystkie obserwacje, komentarze i wsparcie :3. No i zapraszam do komentowania, każda opinia mile widziana :)


sobota, 7 kwietnia 2012

#8

 
Rozdział 8

Spóźnię się. Na prawdę się spóźnię. I to za chwilę. Nie lubię się spóźniać, wchodzić do klasy, gdy wszyscy siedzą już w ławkach, a w klasie panuje coś na kształt ciszy. I nagle, przerywasz to wszystko, zwracając na siebie całą uwagę. O nie, nie pozwolą Ci od razu grzecznie usiąść do ławki i skupić się na lekcji, czeka na Ciebie jeszcze przynajmniej pięć minut kazania, bo spóźnianie się jest złe.
Gdzieś z kieszeni kurtki, słychać moją komórkę. Uporczywie pragnie, żebym odebrała połączenie, co zawsze mnie śmieszy. Wibruje, dzwoni, świeci, żeby poinformować mnie, gdzie jest.
- Jest już dzwonek ? - krzyczy do słuchawki telefonu Natalie. Po głosie poznaję, że biegnie, pewnie też zaspała. Tyle, że ja do szkoły mam dość blisko, ona wręcz przeciwnie. A do tego, ja praktycznie się nie spóźniam, jej zdarza się to ostatnio dość często. - Matkoo, ja zaspałam, znowu !
- Ja dziś też. Właśnie wychodzę z domu ! - nie wiem czemu, ale ja też krzyczę, boję się, że mnie nie słyszy, biegnąc  i omijając przechodniów. 'Wychodzę z domu' to dość dużo powiedziane, nie ubrałam nawet butów. Ciągle ze słuchawką przy uchu, szybko zbieram potrzebne rzeczy zamykając drzwi na klucz. Jak zwykle, rano jestem sama w domu. Mama zabiera Erica do przedszkola i od razu potem jedzie do pracy. Wraca do domu koło 15, odbierając Erica i jadąc na zakupy, o 16 są już w domu.  Wiele osób mi zazdrości, no tak, mam wolną rękę przez ponad pół dnia, tyle że ja, wolałabym, żeby byli w domu. Na pewno wtedy bym nie zaspała, mama jest lepszym budzikiem niż stary zegar w kształcie Myszki Miki. - Poczekaj na mnie przed szkołą, dobra ? Wejdziemy razem.
- Lepiej zbieraj się szybko, jestem pod Twoją klatką . Nie będę długo czekać. - dyszy i rozłącza się. Szybka jest.
Dawno nie schodziłam po schodach, bo mimo tego, że trochę boję się utknąć w windzie, jest praktyczniejsza. Zanim jednak wtarabaniłabym się z Nią na dół trochę by to zajęło, a tak - jestem już na dole i ściskam przyjaźnie Natalie. Nie odwzajemnia uścisku, pewnie się zmęczyła. - Biegniemy ?
Przytaknęłam i puściłyśmy się biegiem prostą drogą do szkoły. Nie lubię pośpiechu. Nie lubię się śpieszyć. Nie lubię się spóźniać. Nie lubię dobijać do ludzi. I nie lubię tej pogody, za ciepło na kurtkę, za zimno na bluzę, więc mam na sobie cienką, granatową wiosenną kurteczkę , ale czuję, że jest jednak zbyt cienka. Ile ja rzeczy nie lubię ! Dla równowagi, lubię lody włoskie w parku. Może kiedyś wybierzemy się we czwórkę. Dobiegłyśmy do dużych, brązowych drzwi szkoły i tak jak się spodziewałyśmy, było już po dzwonku.
- Nie ma to jak czwarte spóźnienie w tygodniu, kurwa mać. - syknęła wściekła Natalie opierając się głową o swoją szafkę. No tak, czwarte w tygodniu, a dziś czwartek. Podeszłam do niej i pogłaskałam po plecach. Wzdrygnęła się na mój dotyk i spojrzała groźnie.
- Spokojnie, chciałam Cię pocieszyć, może mamy szczęście i nie ma go jeszcze w klasie ? Wiesz jak facet z geografii lubi się spóźniać .. - mówiłam otwierając szafkę. Starałam się ją jakoś pocieszyć, żeby nie wybuchła złością, gdy będziemy już w klasie, ale widocznie miała to gdzieś. Westchnęła znudzona i ściągnęła kurtkę. Nie odezwałam się, gdy ze złością trzasnęła metalowymi drzwiczkami. Nie odezwałam się, gdy kopnęła w nie, robiąc przy tym niesamowity hałas. Ale nie wytrzymałam, gdy zaczęła chodzić w kółko przeklinając na cały głos. Chyba czegoś nie wiem, bo to nie w jej stylu, denerwować sie tak ze spóźnienia.
- Natalie, uspokój się wreszcie ! Przecież nic się nie stało. Może gdybyś wstała wcześniej nie musiałabyś się tak denerwować ? Pomyśl następnym razem i chodź na lekcje. - powiedziałam starając się ją uspokoić i ruszyłam w stronę schodów. Odwróciłam się już na półpiętrze, ale ona nadal nie ruszyła się z miejsca.
- A może gdybyś wreszcie przestała wszystkich pouczać, a skupiła się na tym co Ty robisz źle, ktoś wreszcie na prawdę by się z Tobą związał. Pomyśl następnym razem. - syknęła mrużąc oczy.
Przyglądała mi się przez chwilę, aż dotarły do Niej jej własne słowa. Nie wiem czy ich żałowała, czy może bała się mojej reakcji. A ja nie wiem jak zareagować. Nic nie wiem, poza tym, że nie chcę, żeby poznała co teraz czuję. Nie chcę , żeby dowiedziała się, jak bardzo jej słowa mnie zaskoczyły i .. Jak bardzo mnie bolą.

***

Na prawdę to powiedziała? Czy ja się aby nie przesłyszałam? Dlaczego to zrobiła? Przecież nie byłam dla Niej wredna, nie chciałam, żeby miała problemy. Na prawdę wszystkich pouczam ? Nie, ja tylko .. Chcę dobrze. O co jej chodziło z tekstem "ktoś wreszcie by się z Tobą związał." Nie, czy na prawdę przeszkadza jej to, że się z nikim nie spotykam? A co jeśli nie tylko ona tak myśli ? Jeśli wszystkich, których uważałam za przyjaciół tak na prawdę obchodzę tyle co nic ?
Wyszłam ze szkoły zaraz po jej słowach. Nie biegłam, nie płakałam, ja tylko szłam powoli w stronę domu. Do przyjazdu mamy jeszcze dużo czasu, posiedzę sobie sama w domu i może przestanę o tym myśleć ? Dlaczego mnie to tak poruszyło ? Może dlatego, że jest moją przyjaciółką i nie spodziewałam się tego po niej.
Weszłam do klatki i nacisnęłam guzik windy. Powoli zjechała na parter i równie wolno, wtoczyła się na moje piętro. Nie miałam na nic ochoty. Zapomniałam nawet o moim strachu przed windami. Włożyłam klucze do zamka, ale .. Były otwarte. Włamywacze ? Nie, nie może być aż tak źle !
Po cichu weszłam do mieszkania, ale zamiast włamywaczy, na kanapie i z laptopem na kolanach siedziała mama. Fajnie, nie chcę, żeby zobaczyła mnie zapłakaną, ale już za późno. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie zatroskana.
- Usiądź tutaj. - powiedziała wskazując na kanapę i bacznie mi się przyglądając. Nie mam szans, żeby cokolwiek przed Nią ukryć. Szanse na to, że pozwoli mi iść do swojego pokoju bez wyjaśniania niczego są równie duże jak to, że przez okno wleci superman. Posłusznie rozebrałam się z kurtki i butów i usiadłam obok niej, w rogu dużego kremowego narożnika. - Co się stało ?
- Nic. - odpowiadam jak automat, choć dobrze wiem, że nic tym nie zyskam. Mama też to wie, unosi brwi w geście zapytania, a ja .. Płaczę. Płaczę jak małe dziecko, przysuwam się bliżej i przytulam ją z całych sił. Opowiadam o wszystkim. O tym, jak zaspałam i spotkałam się przed szkołą z Natalie, która praktycznie nie zareagowała na moje powitanie. O tym, jaka była zdenerwowana, gdy się spóźniłyśmy. I o jej słowach. Mówię też o tym, że staje się taka już od dłuższego czasu, ale zwalałam to na niewyspanie. Remont w domu nie sprzyja dobrym warunkom do spania. Mówię o wkurzającej mnie Violi , o tym, że zgodziłam się ją uczyć, choć jej nie lubię. A mama tylko słucha i głaszcze mnie po plecach.
- Spróbuj popatrzeć też na to z innej strony. Może Natalie ma jakiś problem, skoro mówisz, że zaszła w Niej jakaś zmiana ? - mówi nie przestając gładzić moich pleców. O takim rozwiązaniu nie pomyślałam. Może rzeczywiście racja, może to ona ma problem, a my jako przyjaciółki, nie umiemy nic z tym zrobić ? - A tą całą Violą to się nie przejmuj, pełno jest takich ludzi na świecie i do niczego się nie przydają.
Siedzimy jeszcze objęte przez jakiś czas, aż w końcu wstajemy obie z kanapy. Głodna się zrobiłam. Mama nie wspomina nic o mojej ucieczce ze szkoły, a ja nie zaczynam tematu. Decydujemy się zrobić spaghetti. Wyciągamy potrzebne składniki, gotujemy makaron i śmiejemy się robiąc sos.
- Czerwony jak krew. - rzucam od niechcenia mieszając gęstą ciapaję. Trochę ziół i mam ochotę zjeść go razem z patelnią.
- Czerwony jak serce. - protestuje mama i nabierając trochę na palec, maluje duże serce na moim policzku. Dawno tak dobrze się nie bawiłyśmy. Jemy tyle, że zaczynam się martwić, czy starczy dla Erica. Jednak starczy, zrobiłyśmy tego na prawdę dużo. Siadamy we dwóję kanapie i oglądamy MTV. Zastanawia mnie, czemu mama była w domu, miała być w pracy.
- Nie ma to jak dzień wolnego od pracy, prawda ? Tobie też jeden dzień nie zaszkodzi, usprawiedliwię to jakoś. - mówi przełączając stację. Czy ja na prawdę jestem taka przewidywalna ? Albo wszyscy potrafią czytać w myślach, a ja nie ? Albo nie , wiem, ja mówię na głos to co myślę. W każdym razie, trochę się wyjaśniło, mama zrobiła sobie wolne, a ja .. Przy okazji też.

***

Po południu mama zabrała Erica do parku, a ja postanawiam porozmawiać z Natalie. Nie wiem gdzie się spotkać. Nie wiem co jej powiedzieć. Znowu nic nie wiem. Coś zwanego telepatią, jednak istnieje, bo siedząc na dywanie i nie wiedząc co robić, dostałam esemesa od Natalie. " Musimy pogadać, w Marylin za 15 min?". Nie lubię się spieszyć, ale na prawdę szybko odpisałam na jej esemesa i narzuciłam kurtkę na fioletowy sweterek. Owinęłam się cieniutkim, różowym szalem i pragnąc jak najszybciej znaleźć się w kawiarence, pobiegłam w jej stronę.
Pchnęłam lekko oszklone drzwi i podeszłam do Naszego 'stolika'. Natalie już tam czeka, z małą porcją szarlotki. Czemu tak się denerwuję? Przez chwilę siedzimy bez słowa, spoglądając sobie w oczy. Jak długo to trwało, nie wiem, ale po chwili Natalie zaciska powieki i mówi jedno, małe słowo.
- Przepraszam. - Nie wiem co powiedzieć. Znowu nic nie wiem, więc po prostu czekam, aż ona powie coś więcej. Zimno jakoś się zrobiło, choć we wnętrzu kawiarni jest wręcz duszno. - Cassie, to nie miało tak brzmieć. Po prostu ostatnio nie jest za dobrze, a ja już nie wiem co robić i .. Tak jakoś wyszło. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Nie chciałam, żebyś była na mnie zła. Nie chciałam, żeby to tak wyszło. Przepraszam, jeszcze raz.
-Ja też przepraszam .. - mówię cicho, ale Natalie nie za bardzo wie co mi chodzi. Mam nadzieję, że zrozumie to co chcę przekazać. - Przepraszam, że widziałam, że coś jest nie tak, a .. nie zareagowałam. To widać, wiesz ? To widać i .. czuć. I zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała mi powiedzieć, ale .. Może umiem jakoś pomóc.
Zastanawia się przez chwilę, a potem bacznie przygląda się ludziom obok Nas. Przechodzi na miejsce obok mnie i spogląda mi głęboko w oczy. Znowu.
- Wysłuchaj mnie do końca, dobrze ? - pyta, a ja przytakuję tylko, nie wiedząc czego się spodziewać. - Masz rację, ostatnio jestem jakaś inna. Nie wyśmiej mnie, proszę. Ja .. - zatrzymuje się biorąc głęboki oddech. Nic nie rozumiem. - Parę tygodni temu poznałam chłopaka. Pisałam z Nim dzień w dzień, rozumiał mnie jak nikt inny. Mogę powiedzieć, że .. nawet lepiej niż Wy. Okazało się, że mieszka niedaleko mnie, jakąś godzinę drogi. Tak bardzo chciałam się z Nim spotkać, nie widziałam go wcześniej .. - Robi kolejną pauzę, spuszczając wzrok. A ja nadal nie rozumiem. - Umówiliśmy się w parku, obok stawu, tam na mostku. Miał mieć przy sobie fioletowe słuchawki, bo .. Lubiliśmy słuchać tego samego. Matko, jaka ja byłam podekscytowana .. Poszłam do parku, ale nie od razu na mostek. Stanęłam nieopodal, chciałam mu się lepiej przyjrzeć. Ale .. Na mostku stał tylko jakiś facet, starszy nawet od mojego ojca. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale .. Miał przy sobie fioletowe słuchawki ! - Widzi moją minę, czyli pomieszanie niedowierzania i zdziwienia. - Wiem co chcesz powiedzieć, że to nie musiał być on, a słuchawki mogły być przypadkiem. Nie, on .. Zauważył mnie, stojącą na ścieżce. Z fioletowymi słuchawkami i .. Biegł w moją stronę. Ukryłam się tam, w Tesco. Boże, co by było, jakby mnie znalazł to wolę nie myśleć ..
Czuję się taka głupia, bo znów nie wiem co powiedzieć.

***

Wyszłyśmy z kawiarni idąc powoli w stronę mojego domu. To w jedną stronę z domem Natalie, więc żadna z Nas nie będzie się czuła zobowiązana odprowadzić drugą. Jest ciepło, słońce świeci sobie delikatnie na błękitnym niebie i można powiedzieć, że jest spokojnie. Natalie odprężyła się, dzieląc się z kimś tajemnicą, a ja zrozumiałam dlaczego tak sie zachowuje. Jak na razie, uznałyśmy, że Lauren i Mary powiemy później. Nie wiem dokładnie, kiedy to 'później' będzie, ale Natalie nie będzie długo czekać, skoro ja już wiem.
Idziemy w zupełnej ciszy, nie musimy o niczym mówić. Moje myśli dryfują sobie spokojnie, tak jak chmury dryfują na niebie, aż zaczynam myśleć o czymś konkretnym i nie przestaję, aż dochodzimy do mojej klatki. Co teraz dzieje się u Harrego ? Chciałabym wiedzieć.
Przytulamy się pod moim domem, tak mocno jak tylko umiemy. Z całego serca. Chcę się 'odkleić', ale Natalie trzyma mnie w mocnym uścisku.
- A wiesz, że mnie dziś ten Twój loczek rozpoznał ? - pyta mówiąc półgłosem. Podoba mi się określenie 'Ten mój loczek' , to słodkie. Może być ciekawie. - Siedziałam sobie w kawiarni i czekałam na Ciebie, a on tak od Nic podchodzi i mówi mi cześć. Dziwne, no ale nie wiem, może tam u Nich to normalne. - kontynuuje widząc moją minę pod tytułem "więcej informacji, teraz proszę ! ". Podobnie  było wtedy, gdy Liam chciał podać mi dłoń. Może to wina tego, skąd pochodzą (No właśnie, skąd ? ) , ale bardziej prawdopodobne, że to 'kwestia wychowania' , jak to stwierdziła Yvonne. Właśnie, Yvonne .. Tęsknie za Nią. Uśmiecham się zadowolona z faktu, że Natalie nie jest już do Nich tak wrogo nastawiona i przytulam ją po raz ostatni, bo wiem, że powinnam już wracać.
- Hej, poczekaj ! A chcesz wiedzieć, co mówił ? - pyta z łobuzerską miną. "Głupie pytanie .." - myślę i znów przybieram minę "więcej informacji, teraz proszę !" - Pytał się, czy też przyjdziesz.
Mimowolnie uśmiecham się. To słodkie, że pytał akurat o mnie.

***

"Dzisiaj po lekcjach, okej ? Ale nie daj po sobie poznać, że już wiesz xx" - przeczytałam po raz kolejny karteczkę od Natalie. Nareszcie, jest już poniedziałek, trzy dni to i tak dużo, jak na mnie. Weekend był na tyle nudny, że musiałam się siłą powstrzymywać, żeby tego wszystkiego nie przyspieszyć. Piąteczka pojechała sobie do domu, więc nie miałam na kogo wpadać niechcący w windzie. Spędziłam cudne dwa dni gapiąc się bezmyślnie w ekran telewizora, z przerwą na czytanie książki i jedzenie. I spanie.
Lauren odwróciła wzrok w moją stronę i spogląda swoimi miodowymi oczami na mnie. "Dziś po lekcjach Natalie chce pogadać ;)" - napisałam ołówkiem na marginesie jej zeszytu, na co przytaknęła z uśmiechem.
- Coś ciekawego ? - pyta półgłosem nachylając się w moją stronę. Historyczka mówi coś o starożytnym Rzymie, co mało mnie interesuje. Nie lubię tego okresu w historii.
Nagle do sali weszła nasza kochana Pani Dyrektor. Ale nie sama. Uwaga, uwaga za Nią idzie grzecznie piątka chłopaków. Taak, tych chłopaków. Liam na przedzie, w szarych spodniach i czerwonej koszuli. Za nim Niall w niebieskiej bluzie, która podkreśli błękit Jego oczu "Tak się można w nich .. utopić. " - przypominam sobie słowa Mary. Idealnie tu pasuję. Dalej idzie Harry, a obok Niego Zayn. Harry w fioletowej bluzie i wielkim uśmiechem na twarzy i Zayn w bejsbolówce z lekko tajemniczym półuśmiechem. Na końcu Louis w czerwonych spodniach i białym t-shircie w niebieskie paski. Wyglądają .. Wspaniale, a do tego zapamiętałam wszystkie ich imiona !
- Dziewczynki, to nowi uczniowie naszej szkoły. Mam nadzieję, że ciepło ich przywitacie. - powiedziała dyrektorka, ale na prawdę nie wiem po co tu przyszli . Przecież wiadomo, że będą w klasie "A", męskiej, a nie w Naszej "B", żeńskiej. A do tego ten zwrot , 'Dziewczynki' .. Nie sądzi, że jesteśmy na to za duże ?
Ale na pewno powitamy ich ciepło. Wręcz gorąco. Widzę to w oczach współklasowiczek. Okej, wyglądają świetnie. Okej, są na prawdę fajni. Ale nie trzeba się na ich widok ślinić. Przesadzam, nikt się nie ślini , ale i tak wiem, że będą na ustach wszystkich dziewczyn. Taak , na ustach ..
- O taak, będzie ciekawie .. - powiedziałam, bo nie chce mi się patrzeć na to wszystko. Trochę dlatego, że reszta zaraz zacznie popisy, a trochę dlatego, że po prostu nie umiem wytrzymać ich wzroku. Wiem, że patrzą w Naszą stronę, ba nawet się lekko uśmiechnęli widząc Nas. Jeszcze chwila i rozpłynę się jak .. Masło na słońcu, czy coś..
- Będzie ciekawie, na pewno. - powtarzam. Chwila, przecież, ja miałam o tym nie mówić ! - To znaczy nie wiem. Nie wiem, ale mówiła, że to coś ważnego. Ale ja nie wiem. - tłumaczyłam plącząc się w słowach. Nie lubię kłamać. Wzrok Lauren mówi sam za siebie, coś to podejrzane. - Mówiła, że to coś ważnego. - powtórzyłam z naciskiem i zorientowałam się, że powiedziałam to głośno. Na prawdę głośno.
- Panno Parrish, skoro nie interesują Cię Nasi nowi uczniowie, mam inny pomysł. Może zainteresuje Cię, to co się dzieje, gdy będziesz oprowadzać ich po Naszej szkole. Ktoś musi pokazać Naszym nowym uczniom gdzie co jest. - powiedziała historyczka piorunując mnie wzrokiem. Chyba mnie nie lubi.
- Wspaniały pomysł ! Violu, chyba nie obrazisz się, że Twoja koleżanka, a nie ty przywita chłopaków w Naszych skromnych progach .. – powiedziała zadowolona Dyrektorka, kobieta o dość obfitych kształtach uśmiechając się zadowolona z siebie. No tak, rodzice Violi mają z Nią bardzo dobre układy, od zawsze miała lekkie fory. Widać, że już wcześniej zarezerwowała sobie możliwość poznania bliżej nowych chłopców.
Violi chyba nie za bardzo podoba się ten pomysł. Spojrzała z grymasem w moją stronę, ale chwilę później zmienia wyraz twarzy na promienny uśmiech. - Ależ oczywiście ! - wyszczebiotała mrugając szybko. No cóż, głupio było by zniszczyć pracę rodziców przez jeden wybuch złości.
Nie wiem czy wszystko dobrze się ułożyło, boję się, że zbłaźnię się przed Nimi, co byłoby w moim przypadku dość prawdopodobne. Cała piątka spogląda w moją stronę, a Harry .. Mruga. Tak po prostu mrugnął do mnie przyjacielsko, a moje wątpliwości od razu poleciały gdzieś daleko. Będzie fajnie.

***

Huhu, trochę namieszało się w #8, ale mam nadzieję, że się połapiecie :)
Dziękuję Wam wszystkim za komentarze, obserwowanych i wszystkie wyświetlenia. Chciałabym podziękować każdemu z osobna, ale to nie możliwe, więc mówię tylko jedno, wielkie DZIĘKUJĘ :3
No i oczywiście z okazji Wielkanocy życzę Wam wszystkiego, na prawdę wszystkiego najlepszego ! Nie jestem dobra w składaniu życzeń, więc .. NIESPODZIANKA  :)
Zapraszam do czytania i komentowania, chciałabym poznać Waszą  opinię :>

e. Kilka osób pytało mnie, dlaczego nie wprowadzę bariery komentarzy, podobno to łatwiejsze. Kochani, ja cieszę się z każdego , bo każdy jest dla mnie równie ważny :) Cieszę się, że w ogóle ktoś czyta moje głupotki :>